Władimir Putin został uznany za antyamerykańskiego. Jego przemówienie na posiedzeniu Klubu Wałdajskiego w Soczi zachodnie media uznały za najbardziej antyamerykańskie w jego karierze. Nie poprzestał on bowiem na obronie swojej polityki, ale zaatakował fundamenty polityki amerykańskiej:
Niekiedy powstaje wrażenie, że nasi koledzy i przyjaciele stale walczą z rezultatami własnej polityki. Rzucają swój potencjał na likwidowanie ryzyk, które sami stwarzają, płacąc za to coraz wyższą cenę. […]
Moskwa niejednokrotnie ostrzegała Waszyngton przed "niebezpieczeństwem jednostronnych akcji siłowych, ingerowania w sprawy suwerennych państw oraz umizgiwania się do ekstremistów i radykałów".
Putin oświadczył także, że nie dąży do odbudowy imperium, nigdy też nie kwestionował suwerenności Ukrainy.
Prezydent mówił też, że społeczność światowa nie dostrzega nieproporcjonalnego stosowania siły przez władze w Kijowie, w tym używania bomb kasetowych i broni taktycznej.
Ale Amerykanów najbardziej ubodło to, że Putin uznał, że w USA nie ma prawdziwej demokracji. Za przykład dał ruch Occupy Wall Street, który został „zduszony w zarodku”.