Od Waszyngtonu do Aten, politycy i ekonomiści o różnych poglądach zgadzają się w jednym: niemiecka polityka gospodarcza realizowana przez Angelę Merkel jest zła. Tak przynajmniej twierdzą publicyści The Economist (karykatura obok jest ilustracją tego artykułu).
Merkel zrobiła dwie niewybaczalne rzeczy. Po pierwsze zamiast podwyższyć wiek emerytalny, obniżyła go do 63 lat. Po drugie zaś wprowadziła bardzo wysoką płacę minimalną.
Gdy wszyscy na świecie się zadłużają na potęgę, Niemcy notują nadwyżkę budżetową. Pomimo ostrej krytyki MFW, Niemcy utrzymują też olbrzymią nadwyżkę eksportu nad importem. Składki na fundusz emerytalny ostatnio obniżano w Niemczech w związku z nadmierną ilością zgromadzonych funduszy. Jeśli do tego dodać śladowe bezrobocie i rentowność obligacji w okolicy zera, to rzeczywiście mamy obraz nędzy i rozpaczy ;-).
W czym upatrują największy problem ekonomiści i politycy 'od Waszyngtonu do Aten'? W tym, że Niemcy coraz mniej inwestują. A powinni coraz więcej – najlepiej na kredyt. Tak jak Polacy – których przecież ekonomiści i politycy całego świata chwalą ostatnio nieustannie.
Poniższy obrazek pokazuje inwestycje oraz nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących Niemiec jako procent PKB.
Nadwyżka na rachunku obrotów bieżących świadczy o przewadze oszczędności nad inwestycjami. Chodzi zarówno o inwestycje rządowe (na przykład wiele niemieckich mostów wymagałoby remontu), jak i inwestycje firm prywatnych. Niemieckie firmy oczywiście inwestują i rozwijają się, ale głównie poza granicami kraju. Według The Economist jest to związane z wysokimi kosztami pracy (płaca minimalna) i wzrostem cen energii (skutek rezygnacji z atomu i promowania energii odnawialnej). Dlatego siła gospodarki niemieckiej jest „pozorna”.
Prawdziwym problemem jest to, co w artykule zostało jedynie wspomniane: narzucanie polityki oszczędności innym krajom strefy Euro – czego dobrym przykładem jest Grecja. Powoduje to napięcia między Grecją i Niemcami. Grecy żądają uregulowania reparacji wojennych, które kiedyś zostały Niemcom podarowane.
Grecki minister spraw zagranicznych zapytany o tą sprawę powiedział: Przede wszystkim chcemy, żeby Niemcy zrozumiały, że problem istnieje. Przy jednym stole powinni nareszcie usiąść eksperci, prawnicy i historycy. Potem zobaczymy, jakie wspólnie znajdziemy rozwiązanie. To wspólne rozwiązanie powinno jednak być zgodne z prawdą historyczną i jeszcze coś: Niemcy, myślę tu o mediach, powinni zaprzestać tego, co w mojej ostatniej książce nazwałem „ekonomicznym rasizmem” , mianowicie postrzegania nas jako leniów i naciągaczy, którzy nie chcą płacić. Ich długi są starsze. Tak jak my musimy płacić nasze realne długi, tak oni tym bardziej muszą płacić swoje. Jakkolwiek Grecja zawiniła, jej dzisiejsze długi są efektem złych decyzji politycznych. Długi Niemców są efektem straszliwej wojny .
Grecy mówią także wprost o ekonomicznej agresji, której padli ofiarą. Jednak za głównego agresora uważa się banki. Zwycięstwo Syrizy, to próba przeciwstawienia się tej agresji. Na całym świecie rodzi się ruch solidarności z Grecją. Wczoraj wielka demonstracja poparcia dla Greków odbyła się w Londynie.
Jedną z przyczyn problemów gospodarki Grecji była stosunkowo zbyt silna waluta w chwili przechodzenia na euro. To spowodowało, że gospodarka grecka nie była konkurencyjna. Grecja popełniła też szereg innych błędów. Jednak bez wątpienia jej największym problemem, z którym usiłują się uporać jest brak ekonomicznej suwerenności.
Pomimo, że polska gospodarka podobno kwitnie – nasza sytuacja jest bardzo podobna do greckiej. Polska nie przyjęła euro, ale nasza waluta jest utrzymywana na „odpowiednim” poziomie przez prowadzoną w Polsce politykę finansową. Utrzymywane są absurdalnie wysokie stopy procentowe. Lawinowo rośnie zadłużenie państwa, instytucji i społeczeństwa.
Istnieje też kilka znaczących różnic. W Polsce wynagrodzenia są dużo niższe niż były w Grecji w chwili kryzysu. Ale drugą stroną tego medalu jest wielka emigracja (drenaż mózgów, dewastacja kapitału ludzkiego, kryzys demograficzny). Polska jest krajem o dość dużym udziale przemysłu. Jednak duża część tego przemysłu jest własnością obcego kapitału. Po co Niemcy mieliby inwestować u siebie, skoro tuż za miedzą mogą mieć o wiele niższe koszty?
Wielomiliardowe transfery zysków firm i banków funkcjonujących w Polsce i olbrzymie koszty obsługi zadłużenia skutecznie blokują rozwój kraju. Obraz sytuacji jest zakłócany olbrzymimi transferami – zarówno w ramach funduszy unijnych, jak i od emigrantów, utrzymujących (jeszcze) związki z Polską. Co będzie, gdy te strumienie pieniędzy wyschną? O tym w The Economist nie napiszą.