Podatek VAT w każdym kraju Europy jest ustalany indywidualnie. Przy przekraczaniu przez towaru granicy za każdym razem następuje zwrot podatku w kraju eksportującym i naliczenie go na nowo w kraju importującym – według lokalnych stawek. W praktyce wygląda to tak, że stosuje się przy eksporcie zerową stawkę VAT, która w odróżnieniu od stawki „zwolniony” nie ma wpływu na prawo do odliczeń zapłaconego podatku. Czyli jeśli kupiliśmy na eksport towar za 1tys. PLN, płacimy przy zakupie kwotę brutto 1230 (23% VAT) a sprzedajemy za 1000PLN + marża. Różnicę – te 230PLN zwraca nam Urząd Skarbowy. Skala tych odliczeń jest tak duża, że są w Polsce powiaty, w których roczne przychody państwa z VAT bywają ujemne!

Ten mechanizm jest stosowany od dawna przy wyłudzeniach, zwanych karuzelą podatkową: najpierw firma zagraniczna sprzedaje towar do Polski, wykorzystując przepis, że wewnątrzwspólnotowa wymiana jest zwolniona z podatku VAT. Potem nabywca sprzedaje towar w naszym kraju innej firmie. Przy tej transakcji sprzedający nalicza VAT zgodnie z obowiązującą w kraju stawką, nie odprowadza go jednak i znika. Kolejny nabywca sprzedaje ten sam towar dalej za granicę, stosując zerową stawkę VAT, i odlicza sobie należny podatek. Dochodzi do wyłudzenia. Niezwykle trudno je wykryć, bo w procederze zwykle bierze udział nie tylko słup, który zapada się pod ziemię (znikający podatnik), ale co najmniej kilkanaście rozsianych często po całym świecie podmiotów gospodarczych (tzw. buforów) z różnych branż – banków, funduszy inwestycyjnych itd.

Wielkość wyłudzeń przy pomocy takiej karuzeli jest ograniczona, gdy wiąże się z nimi faktyczny przepływ towarów (lub choćby pozory tego przepływu). Jeśli firma handlująca rowerami zafakturuje nagle eksport wartości miliona rowerów, to na pewno urząd skarbowy się tym zainteresuje. Jednak pomysłowość ludzka jest nieograniczona. W roku 2005 wprowadzono towar idealny: pozwolenia na emisję CO2. Nie ma towaru – jest tylko informacja, która może się kręcić z dużą szybkością (kwoty rzędu 100mld euro rocznie). Już w roku 2009 Eurpol informował, że w niektórych krajach nawet 90% tranakcji certyfikatami CO2 było związanych z wyłudzeniami VAT. W roku 2011 ten mechanizm opisał szczegółowo Wojciech Surmacz – informując, że francuski rząd zniósł opodatkowanie VAT certyfikatów CO2. Pytanie – po co wcześniej je wprowadzono?

 

W Polsce także rozpoczęto „intensywne prace”. Ale zamiast powielić proste rozwiązanie zastosowane przez Francuzów, zmieniono zasady rozliczania vat, wprowadzając systemem odwrotnego opodatkowania. W myśl tych regulacji to odbiorca towaru rozlicza VAT – a więc sprzedawca nie uzyskuje prawa do odliczeń. Obecnie we Francji rozpoczął się wielki proces przeciwko firmom uczestniczącym w karuzeli CO2 - także polskim. Również Niemcy ścigają wyłudzaczy.

Jednak karuzela kręci się dalej. Działalność „karuzelników” uderza także w przemysł. W roku 2011 Wojciech Surmacz informował: Stojący w obliczu podatkowej katastrofy minister finansów Jacek Rostowski postanowił ostro wystąpić przeciwko karuzelnikom. Tajemnicą poliszynela jest, że działał także pod presją hinduskiego miliardera Lakshmi Mittala, który zaczął w Polsce ponosić wielkie straty. Karuzelnicy zorientowali się, że łatwo wyłudzić VAT na obrocie prętami produkowanymi w Polskich Hutach Stali. Ich właściciel, Lakshmi Mittal, starał się o spotkanie w tej sprawie z premierem Donaldem Tuskiem. Gdy mu się nie udało, zagroził, że jeżeli rząd nie zrobi wreszcie porządku z oszustami, wygasi piece i wyrzuci na bruk 20 tys. polskich hutników.

W roku 2013 sprawa była przedmiotem interpelacji poselskiej: posłowie dowiedzieli się, że problem jest „wnikliwie analizowany”. Ostatnio poseł PiS Janusz Szewczak informował, że państwo traci w ten sposób aż 100mld PLN rocznie. Rząd Beaty Szydło podjął pewne kroki zmierzające do zatrzymania karuzeli. Przy okazji wprowadzenia tego typu ograniczeń w handlu paliwami, Zbigniew Kuźmiuk mówił: krążyły po Sejmie takie opowieści, że tym swoistym biznesem paliwowym zajmują się ludzie tak wpływowi, że koalicja PO – PSL na pewno tego nie ukróci, ba, że istnieje przyzwolenie polityczne na jego prowadzenie.

 

No to chyba najwyższa pora, aby te opowieści zweryfikować? Może więc minister Ziobro zająłby się czymś bardziej pożytecznym, niż ściganie staruszka Polańskiego?