Ludzie czytają brednie wypisywane przez tak zwanych „ekonomistów” i rwą włosy z głowy. Na przykład krytyka budżetu na rok 2017 wywołała komentarz: „najpierw 500 +, które zrujnuje Polskę a i tak nie przyniesie pożądanych efektów, kolejna zmiana w szkolnictwie-likwidacja gimnazjów, (...) Teraz jeszcze darmowa służba zdrowia dla nieubezpieczonych. O co tu chodzi?? Do tej pory bezrobotny zarejestrowany i tak miał prawo do darmowej służby zdrowia to dla kogo jest ta opcja teraz? Dla bezrobotnego,któremu nie chce iść się raz w miesiącu odhaczyć w urzędzie? Polski bezrobotny jest tak zapracowany, że nie może poświęcić tej jednej godziny raz w miesiącu?”.
Na szczęście ta krytyka jest jedynie świadectwem zamętu jaki w głowach rodaków czynią „eksperci” i „politycy”.
Niejaki Andrzej Jarmakowski z Chicago poruszony słowami Wałęsy („Moim zdaniem nic z tego nie będzie dobrego. PIS musi odejść, czym prędzej tym lepiej dla Polski. Nie wierzę, że oni są w stanie przeorientować swoje postępowanie”) martwi się okropnie: To budżet „grecki”. Może dlatego obecny reżim nie chciał, aby nad budżetem dyskutowano, aby nikt nie zauważył liczb, gdyż matematyki oszukać nie sposób. Może dlatego przepychano ustawę nielegalnie.
Wygłasza też swoje rozumienie polskiej racji stanu (przecież to styropianowy patriota!): „Mieszkając na Zachodzie powinniśmy poinformować banki i ich akcjonariuszy, które rządowi PiS pożyczają pieniądze, jak i agencje ratingowe, że w przyszłości Polska może nie spłacać pożyczek zaciąganych przez PiS w ramach nielegalnie uchwalonego budżetu”.
Donosicielstwo na własne państwo to polska racja stanu? Spokojnie panie Andrzeju! Donosicieli ci u nas dostatek – więc agencje wszelkie już na pewno wiedzą. No i teraz siedzą i się biedzą. Bo może by i chcieli to brać na poważnie, ale jak wierzyć w to, że nielegalnie uchwalony budżet może być podstawą odmowy spłaty pożyczek? Wczoraj co prawda dokładnie to samo powtórzył w sejmie genialny ekonomista Petru (a po nim szereg pomniejszych „opozycjonistów”), ale to tak niedorzeczne – że należałoby wszcząć śledztwo na obecność toksycznych substancji odurzających w gmachu sejmu. Nawet ta „opozycja” nie twierdzi, że z nielegalności budżetu wynika nielegalność rządu. A tylko wtedy mogłyby się zrodzić jakiekolwiek wątpliwości co do prawomocności jego działań i ważności podjętych zobowiązań.
Premier Beata Szydło zapewnia, że „budżet jest legalny, a każdy kto twierdzi inaczej sieje zamęt”. Wśród tych mącicieli jest Donald Tusk, który najwyraźniej stęsknił się za klaką jaką mu robili polscy „dziennikarze”.
Budżet na 2017 rok na pewno nie jest dla nikogo szczytem marzeń, ale ocenianie go wyłącznie w kategoriach finansowych jest głupotą, na jaką stać tylko „ekspertów”. Polska realizuje bezprecedensowy i ambitny program gospodarczo społeczny i tak jak w normalnych inwestycjach należy oceniać bezpieczeństwo w trakcie realizacji i planowany efekt końcowy. Skoro efektem ma być godne życie obywateli w stabilnym ekonomicznie państwie – to trudno przeciw temu oponować. Natomiast ocena bezpieczeństwa zawsze jest obarczona ryzykiem – jednak efekty gospodarowania obecnej ekipy w roku 2016 budzą zaufanie.