Bardzo wysokie bezrobocie wśród ludzi młodych jest jednym z największych problemów Europy. Co gorsza, nie za bardzo widać szansę na zmianę tego stanu rzeczy. Politycy, ekonomiści i publicyści nie są w stanie nawet rzetelnie ocenić sytuacji. Przecież absurdem jest twierdzenie, że nagle mamy wysyp młodzieży, która jest gorzej wykształcona, nie przystosowana do rynku pracy i niezaradna. Tymczasem nieomal wszystkie programy zapobiegania bezrobociu zdają się opierać na takim właśnie założeniu. Podniesienie poziomu kształcenia i dostosowanie programów nauczania do potrzeb rynku (o czym pisze Jakub Florkiewicz z Forbsa) należy ocenić pozytywnie. Tak samo jak rozwój przedsiębiorczości wśród młodzieży. Jednak problemu krótkiej kołdry nie da się rozwiązać szkoleniami z jej naciągania.
Niektórzy uważają, że to problemy przejściowe i „demografia zmiecie bezrobocie”. Odpływ ludzi z rynku pracy będzie bowiem oznaczał także mniejszą konsumpcję, a co za tym idzie – kurczyć się może rynek dóbr. Wraz ze stałym wzrostem efektywności może to oznaczać wręcz wzrost, a nie spadek bezrobocia.
Poniższy wykres pokazuje dynamikę wzrostu bezrobocia w strefie Euro, Hiszpanii, Portugalii i Grecji (źródło).
Widać na nim jasno, że to kryzys gospodarczy jest główną przyczyną bezrobocia, a nie jakość kształcenia, albo "niedopasowanie" uczelni do biznesu. Młodzi są po prostu najsłabszą grupą na tak zwanym rynku pracy (na którym chroni się tych, którzy już pracę mają) i dlatego ich bezrobocie dotyka najbardziej. Bez zmiany modelu rozwoju tego problemu rozwiązać się nie da.