Czas w polityce ma charakter cykliczny: od wyborów do wyborów. Natomiast w biznesie dominują procesy mające charakter kumulacyjny. Coraz potężniejsze korporacje mają coraz większe wpływy. Pieniądz robi pieniądz, a jego dysponenci zyskują coraz więcej środków, by wpływać na politykę. Słabość i coraz mniejsze znaczenie polityki wobec świata biznesu widać choćby na przykładzie wdrażania FACTA. Amerykanie przestali już nawet udawać, że to nie jest broń ekonomiczna i postanowili ją wypróbować na Rosji.
Ostatnio Bloomberg prześwietlił inwestycje rosyjskich oligarchów w rajach podatkowych i doszedł do wniosku, że ich zablokowanie byłoby mocniejsze niż wszelkie sankcje, ale nikt tego nie zrobi. Artykuł omawia wczorajsza „Rzeczpospolita”:
Tajną bronią unijnych rajów podatkowych, podobnie jak Szwajcarii, jest możliwość zamrożenia dziesiątek, a może i setek miliardów euro ulokowanych na kontach bankowych przez koncerny i oligarchów powiązanych z Kremlem – wynika z kompleksowego śledztwa przeprowadzonego przez agencję Bloomberg, którego wyniki opublikowano w poniedziałek.
Rosjan skusiły wyjątkowo korzystne warunki inwestowania. Holandia, […] oferuje na przykład nie tylko dogodne sposoby minimalizacji podatków, ale także mechanizmy pozwalające na ukrycie właściciela rachunku oraz całkowite zwolnienie z podatku w razie zainwestowania w nieruchomości.
Holenderskie banki specjalizują się ponadto w pośrednictwie przy dalszym transferowaniu kapitału do jeszcze bardziej atrakcyjnych, choć bardziej egzotycznych, rajów podatkowych, np. na Wyspy Dziewicze czy Bermudy.
Rosyjskie, nie zawsze przejrzyste inwestycje osiągnęły tak ogromną skalę, że holenderski parlament przeprowadzi w tej sprawie za 8 dni specjalną sesję.
Można by sądzić, że wspomniani oligarchowie będą naciskać na Putina, aby zmienił swoją politykę (zwłaszcza, że gospodarka Rosji może na tym stracić miliardy). Ale relacje świata polityki i biznesu w Rosji są zupełnie inne. Europejczykom trudno je zrozumieć. Na naszym kontynencie ścierają się od lat dwie tendencje: neoliberalizm eksportowy, propagujący niezależność gospodarki od państwa wypiera idee państwa opiekuńczego. W Stanach Zjednoczonych, gdzie idee współczesne neoliberalizmu nabrały kształtu, państwo wydaje się być w znacznym stopniu podporządkowane interesom finansjery. Tymczasem w Rosji oraz w Chinach to państwo i władza polityczna nadal ma dominującą pozycję. Dlatego wyrokowanie o wynikach trwającej wojny ekonomicznej na podstawie porównań potencjałów gospodarek jest pozbawione sensu. Nie ma znaczenia ile dywizji posiada dowódca, ale ile rzeczywiście jest w stanie użyć. Tak samo jest z potencjałem gospodarczym. Dlatego siła Rosji jest większa, niż wynika to z porównywania PKB.
Tymczasem w Polsce większość polityków i dziennikarzy patrzy na obecny konflikt przez pryzmat polityki. Aż trudno uwierzyć, że klęska 1939 roku niczego Polaków nie nauczyła. Po majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego polityczna wrzawa opadnie i wyraźniej zobaczymy rzeczywiste wpływy, powiązania i grę interesów. Nie będzie takie istotne zachowywanie pozorów solidarności, a strach przed „ekstremą” nie będzie motywował do poklepywania Donalda Tuska po plecach.