Rząd francuski sfinansuje wydanie kolejnego numeru Charlie Hebdo w milionowym nakładzie. Ciekawe, czy pojawią się w nim kolejne „dowcipy” w stylu „Tak dla burki – ale noszonej w d....”. Miejmy nadzieję, że w ramach szerzenia „europejskich wartości” prenumerata tego czegoś nie będzie obowiązkowa (przynajmniej w Polsce). Nasza „premierzyca” zamiast zająć się problemem górnictwa, pojechała bronić „wolności słowa do Paryża”. Do górników wysłała „dyplomatę” na miarę naszych możliwości, który doprowadził do zerwania negocjacji z górnikami wyzywając ich od „pajaców”. Mniejsza o to, że cham – ale tłumaczenie się, że „wszystkim puszczają nerwy” to już kompletny brak profesjonalizmu.
Wróćmy jednak do Charlie Hebdo. Jarosław Warzecha porównał to pismo do sowieckiego „Krokodila” i twierdzi, że możnaby zamianić rysunki między tymi pismami (ze stratą dla artystycznej wartości „Krokodila”). Nie ma racji. Taki obrazek z sowieckiej propagandy na 100% nie mógłby się pojawić w „Charlie Hebdo”:
Za sam cytat grozi nam oskarżenie o antysemityzm. Tymczasem żydowski dziennikarz Richard Silverstein ozdabia swoje refleksje po paryskim zamachu taką ilustracją:
Śmiać się z muzułmanów - według „zachodu” - to jest „wolność słowa”. Śmiać się z żydów – to antysemityzm. Tymczasem zdaniem Silversteina kryterium jest inne: można atakować wyznawców, ale nie religię. A już szczególnie religijne symbole należy uszanować.
Silverstein przy okazji zwraca uwagę na postawę, którą w Polsce nazwano „graniem trumnami”. Według niego „Bibi” Netanjahu z pewnością powie (jeśli już nie powiedział): „a nie mówiłem”. Cipi Liwni zaś ogłosiła: "My [Izraelczycy] czujemy ten sam gniew, gdy terror uderza w nas - i dlatego nie akceptujemy próby pozywania naszych żołnierzy przed trybunał w Hadze." Chodzi o „domniemane” zbrodnie wojenne jakich dopuściła się armia izraelska (w odwecie za wniosek do Trybunału Izreal zablokował wypłaty pensji Palestyńczykom).
W tekście żydowskiego dziennikarza jest też wzmianka o historii z roku 2009, gdy to jeden z rysowników „Charlie Hebdo” zadrwił z syna prezydenta Sarkozy'ego. Skomentował mianowicie plotki o tym, że młody Sarkozy chce przejść na judaizm, by poślubić dziedziczkę sieci hipermarketów. Zbrodnia brzmiała: „Jean Sarkozy zadeklarował, że chce przejść na judaizm, by móc poślubić swoją żydowską narzeczoną, która kiedyś odziedziczy fortunę. Ten mały zrobi karierę! ”. Rysownik został wyrzucony z pracy i oskarżony o antysemityzm.
Truizmem jest stwierdzenie, że żadne prześladowania nie są usprawiedliwieniem dla przemocy. Zwłaszcza dla chrześcijan – których paryski szmatławiec atakował z równym upodobaniem, jak muzułmanów. Chrześcijanie brzydzą się terrorem, ale wierzą w sprawiedliwość. Co prawda o tych 13 pozwach organizacji Katolickich trudno w ogóle znaleźć wzmiankę, ale przeciż pokora to nasza dewiza. Sąd na pewno pochylił się nad każdą sprawą z całą wniklwością i znalazł stosowne uzasadnienie. Pochylił się też nad nad sprawą kontrowersyjnych karykatur Machometa. I zgodził się ze stanowiskiem „satyryków”, którzy uważają że mają prawo atakować religię, póki przekonania religijne nie pozostaną prywatne, a „Religia wpływać na sprawy publiczne".
Francuzi są dumni, że u nich wolnoś wypowiedzi zapewnia sięgania po środki, które anglosasi uznaliby za „mowę nienawiści”. W USA nawet prezydenta można pozwać za wzywanie do krucjaty przeciw islamowi. To oczywiście nie znaczy, że można doprowadzić do jego skazania. Właśnie niedawno sąd odrzucił skargę na bandę Busha oskarzonych o wojnę w Iraku. Władze zadbały o odpowiednią ustawę, która daje immunitet od odpowiedzialności cywilnej urzędnikom sprawującym swój urząd. Sędzia więc nawet nie rozpatrywał zarzutów. Ale to są poważne sprawy i nawet paryscy rysownicy nie śmią z tego żartować.