Portal zerohedge.com publikuje opis sytuacji gospodarczej w postaci kilku bardzo wymownych wykresów. Na jednym z nich zestawiono populację ludzi w wieku produkcyjnym (25-54) w USA (kolor niebieski), stopy procentowe FED (kolor czarny) i dług federalny (kolor czerwony). Liniami przerywanymi zaznaczono kryzysy związane z pęknięciem bańki na rynku informatycznym i na rynku nieruchomości.
Problem zobrazowany na tym i pozostałych wykresach polega na tym, że wspomniane kryzysy nie spowodowały przywrócenia gospodarki do stanu równowagi. Mało tego – kolejny kryzys finansowy, który wydaje się nieunikniony, trudno będzie zażegnać tak jak poprzednie – poprzez realne zubożenie części społeczeństwa, masowy dodruk pieniądza i eksplozję zadłużenia.
Czy działania podejmowane przez Donalda Trumpa mogą zapobiec katastrofie? Nie – ale to może być dobry wstęp do dużej systemowej zmiany. Globalizacja doprowadziła do sytuacji, w której gospodarcze zależności uniemożliwiają cofnięcie się ze ścieżki prowadzącej ku katastrofie.
Nie mamy zbioru gospodarek lokalnych, które dobrze ilustruje stare polskie powiedzenie: „niech na całym świecie wojna, byle polska wieś spokojna”. Gdy w 2008 roku na ulicach Moskwy pytano przechodniów co zrobią, gdy do Rosji dotrze kryzys, jedna z zaczepionych kobiet odpowiedziała: „wrócimy na wieś i będziemy jeść kartofle”. Te dwie wypowiedzi ilustrują sytuację, w której lokalna gospodarka jest w stanie zapewnić egzystencję lokalnemu społeczeństwu. Czy to możliwe do wykonania w skali globalnej? Donald Trump nie ma takich ambicji. On chce sprawić, aby gospodarka amerykańska zapewniła godny byt Amerykanom („America first”). Powrót do protekcjonizmu i odtworzenie lokalnego przemysłu może zapewnić możliwość przetrwania USA w dobrej kondycji każdej katastrofy światowych finansów. Ta zaś poprzez wojny walutowe ulegnie przyspieszeniu. Najbardziej ucierpią kraje które są pozbawione ekonomicznej suwerenności. Takie jak Polska. Plan Morawieckiego można w tej sytuacji porównać do wysiłku zbrojeniowego i budowy COP przed Drugą Wojną Światową. Niestety zachodzi obawa, że także w tym sensie, że za późno i ze zbyt małym rozmachem.
Realną alternatywę także pokazują publikowane w cytowanym na wstępie wykresy. W skali globalnej tendencje nie są tak katastroficzne jak w odniesieniu do USA (zwłaszcza, gdybyśmy uwzględnili Afrykę, którą pominięto na kilku wykresach). To co występuje obecnie jako kryzys migracyjny, to tylko przejaw wielkiego problemu nierówności rozwoju. Ten problem to równocześnie zadanie jakie mamy jako ludzkość do wykonania. Ono nie jest niewyobrażalnie trudne. Można zbywać kryzys imigracyjny oskarżaniem Angeli Merkel. Czy jednak nie należałoby raczej docenić tego, że zastosowała środki doraźne, które dały czas na refleksję i podjęcie działań które naprawdę zmienią świat? U podłoża systemowego kryzysu leży to, że zachód dochodzi do kresu rozwoju przy takim ustawieniu światowej gospodarki, które wymaga ekspansji. Jeśli ta ekspansja zostanie zmieniona na realną pomoc w wyrównywaniu poziomu cywilizacyjnego rozwoju, to zyskamy nową perspektywę. Twierdzenie, że Unia Europejska nie ma szans na przetrwanie jest w tej sytuacji pochopne. To w Europie tkwi siła, która jest w stanie zapoczątkować nowe trendy oparte na cywilizacyjnej misji.