A
  • Przegląd
  • Społeczeństwo sieci
    • Otwarta edukacja
    • Technologia i społeczeństwo
  • Argumenty
    • Najnowsze
    • Argumenty: rss
    • Projekt
    • Co piszą inni...
    • Krótko
    • Polemiki
  • Godne społeczeństwo
  • Gospodarka
    • Monitor gospodarczy
    • Monitor gospodarczy - chf
    • Monitor gospodarczy - grexit
    • Monitor gospodarczy - górnictwo
    • Historia gospodarcza
    • Przedsiębiorczość
  • Polskie drogi
    • Stan bezprawia
    • 25 lat
    • Reformatoł
    • Konserwatywna Polska
    • Kronika upadku
  • Geopolityka
    • Wojna cywilizacji
    • Wybór Ukrainy
    • Teoria spisku
  • Filozoficznie
    • Czas umierania
  • Dialogi z AI
  • Wszystko
  • box: 1

Pusty piedestał

Szczegóły
Kategoria: Monitor gospodarczy
Opublikowano: 13 czerwiec 2015

Pusty piedestał

Nie sprawdziły się przewidywania sprzed roku dotyczące transakcji nabycia CIECH-u przez Jana Kulczyka: "Skoro nawet po ustaleniu dywidendy i podniesieniu ceny do 31zł, na rynku nie znalazło się wystarczająco dużo chętnych do sprzedania akcji, to dlaczego rząd uznał, że to dobra cena? Zapewne nagrania zawierają odpowiedź na to pytanie. I zapewne właśnie dlatego nigdy ich nie usłyszymy". Nagrania rzeczywiście dotyczą tej sprawy, ale dzięki panu Stonodze ich treść została jednak ujawniona.

Na tej podstawie Zbigniew Kuzmiuk opisuje kulisy kontraktu: „Przypomnijmy, że tuż przed wybuchem afery taśmowej na początku czerwca 2014 roku resort skarbu wyraził dosyć nagle zgodę na odsprzedanie będącego w jego posiadaniu pakietu kontrolnego akcji CIECH S.A. (około 38%) po cenie 32,13 zł za jedną akcję na rzecz jednej ze spółek Holdingu Jana Kulczyka, KI Chemistry (sumarycznie Skarb Państwa uzyskał z tej transakcji 619 mln zł od inwestora i 22,5 mln zł wcześniej wypłaconej dywidendy).

Transakcja odbyła się w wyniku ogłoszonego przez tę spółkę w marcu 2014 roku wezwania do sprzedaży blisko 34,8 mln akcji CIECH S.A. (66% wszystkich akcji) po 29,5 zł za jedną akcję.

Przedstawiciele resortu skarbu wielokrotnie publicznie twierdzili, że oferowana cena jest za niska i już przed finalizacją transakcji, inwestor zdecydował się podwyższyć cenę o 2,5 zł za akcję i zakup doszedł do skutku.

Z materiałów CBA ponoć wynika, że to symboliczne podniesienie ceny zakupu akcji przez inwestora było przeprowadzone po to aby „zamydlić oczy” przyszłym kontrolerom tej transakcji i przy okazji opinii publicznej, a przedstawiciele resortu skarbu za swoją uległość wobec inwestora, zostali sowicie „wynagrodzeni pod stołem”.

Zdaniem ekspertów Skarb Państwa stracił na tej transakcji przynajmniej kilkaset milionów złotych, wszak pozbył się pakietu kontrolnego jednego z liderów europejskiego rynku chemicznego, koncernu w którego składzie znajduje się 30 spółek krajowych i zagranicznych o przychodach ponad 4 mld zł rocznie”.

Janowi Kulczykowi nie pozostaje nic innego, jak odkryć w sobie żyda i znów poskarżyć się zachodnim mediom, że te paskudne polaki-antysemity go prześladują :-(. Najgorzej będą miały ekonomiczne media w Polsce: o kim będą teraz pisać "najbogatszy Polak"?

Upadek Ikara

Szczegóły
Kategoria: Monitor gosp. - kredyty we frankach
Opublikowano: 12 czerwiec 2015

Pejzaż z upadkiem IkaraDzieją się rzeczy ważne i wielkie. Głęboka przebudowa rządu. Ujawnienie akt ze śledztwa afery, której nie było (były tylko ośmiorniczki na koszt podatnika). Spotkanie przywódców najbogatszych państw świata bez udziału Rosji. Wśród tych ważnych i wielkich rzeczy prawie niepostrzeżenie przez media przemknęła informacja:

Do tragedii doszło w Bielsku-Białej. 35-letni ochroniarz jednostki wojskowej podczas służby zastrzelił się z broni palnej. – Mężczyzna był sam w zamkniętym pomieszczeniu z bronią maszynową. Użył jej. Wykorzystał 30 sztuk amunicji. Zginął na miejscu – mówi Ryszard Mojeścik, szef Prokuratury Bielsko-Biała-Południe, która wyjaśniała okoliczności śmierci 35-latka. Przyznaje, że do samobójstwa pchnęła ofiarę sytuacja ekonomiczna. Mężczyzna zostawił list do najbliższych, w którym tłumaczył, że powodem jego desperackiego kroku jest drogi frank. Postępowanie umorzono.

Mężczyzna zostawił żonę i sześcioletnią córkę, które dziedziczą dług. Kobieta początkowo chciała rozmawiać z nami o tragedii, ale wycofała się. – Słyszała w pracy niepochlebne komentarze pod adresem frankowiczów, dlatego nie chce mówić o tragedii – tłumaczy adwokat Janusz Budzianowski, który reprezentuje matkę mężczyzny i deklaruje darmową pomoc dla wdowy oraz córki.

Małżeństwo zadłużyło się na zakup mieszkania w 2008 roku. Kredyt wzięli we frankach szwajcarskich. Po wzroście kursów zadłużenie podwoiło się i dziś sięga ok. 400 tys. zł, a rata miesięczna wynosi ok. 1,3 tys. zł. Matka ofiary mówi nam, że syn załamał się, gdy bank, który udzielił mu kredytu, zagroził eksmisją.

Jak ustaliła „Rzeczpospolita", para dopiero w tym roku zaczęła mieć problemy ze spłatą. Zalega za trzy miesiące.

Ot – ludzka tragedia jakich wiele. Nie ma o czym mówić. Jakiś „nieudacznik” albo idiota żyjący za mniej niż 6 tysięcy i nie potrafiący dostrzec naszego sukcesu. Sukces zaś jest oczywisty. Widać go w danych GUS opublikowanych w tym tygodniu: Według GUS, grupę najbardziej zagrożoną ubóstwem skrajnym (oznacza to wydatki poniżej 540 zł miesięcznie dla osoby samotnie gospodarującej lub 1 458 zł dla gospodarstwa czteroosobowego: dwie osoby dorosłe plus dwoje dzieci) - stanowiły rodziny wielodzietne. W 2014 r. poniżej tego minimum egzystencji żyło ok. 11 proc. osób w gospodarstwach małżeństw z 3 dzieci oraz ok. 27 proc. osób w gospodarstwach małżeństw z 4 lub większą liczbą dzieci na utrzymaniu.

Zasięg ubóstwa skrajnego wśród dzieci i młodzieży poniżej 18. roku życia wyniósł ok. 10 proc, a osoby w tym wieku stanowiły prawie jedną trzecią populacji zagrożonej ubóstwem skrajnym.

 

Polskie firmy rodzinne

Szczegóły
Kategoria: Monitor gospodarczy
Opublikowano: 09 czerwiec 2015

Jeden z najbardziej znanych polskich przedsiębiorców, Marek Roleski (właściciel marki „Roleski”) udzielił wywiadu "Dziennikowi". Prawie jak zawsze w takich wypadkach narzeka na biurokrację, choć tak dokładniej, to przeszkadza mu po prostu mafia: Ponieważ przełamałem monopol na produkcję majonezu, to „muszą mnie załatwić”. I w efekcie nasłano na mnie kontrolę. Wśród przedsiębiorców panuje uzasadniona opinia, że urzędnicy rzucają kłody pod nogi. Oraz radosna twórczość twórców prawa: „brak jest jednoznaczności decyzji i stabilnej wykładni przepisów”.

Marek Roleski wygłosił w tym wywiadzie kilka innych interesujących opinii. O Warszawie: Poza nią, choćby tu, gdzie mieszkam, też prowadzi się interesy. Dobrze, niekiedy nawet lepiej, uczciwiej, bo więzi są tu silniejsze i łatwiej wyczuć ludzi i zrozumieć, co nimi kieruje. Bo wszyscy się tu znają, a to pomaga eliminować niewłaściwe zachowania. W wielkich miastach więzi takich nie ma, słabsza jest wzajemna kontrola wewnątrz środowisk. Wydaje się, że więcej wolno, że wolno na przykład relatywizować zasady. Że „cwaniactwo” może być uznane za dopuszczalną metodą prowadzenia biznesu. Że dobre mniemanie o sobie zastąpi profesjonalizm. Taka jest w ogóle natura wielkich miast, szczególnie miast młodych, w których koncentrują się ogromne interesy i do których spływają zewsząd ludzie o różnej kulturze. Cóż można na to poradzić?

I najciekawsza - o niskich zarobkach w Polsce: Na tym, by w Polsce zarabiało się mało, zależy głównie globalnym korporacjom. Kultura korporacyjna nie jest przygotowana do tworzenia stanowisk opartych na pracy własnych rąk. Nie stworzyła szkół zawodowych, szkół uczących fachu. Kultura korporacyjna wykreowała modę na szkoły biznesu, handlu, a nie na tokarzy, piekarzy, frezerów, spawaczy. Nie ma tych specjalistów za granicą, więc sięga się po Polaków, którzy są bardzo dobrymi fachowcami. Przez lata wykształciliśmy wspaniałych pracowników, a Zachód ich nam teraz zabiera.

Na tym przykładzie widać, że przedsiębiorcy nie są w stanie sami skorygować polityki niskich płac. Mogliby to zrobić pod wpływem rynku. To jednak będą ruchy niewielkie i tylko tam, gdzie będzie brakować rąk do pracy. Potrzebna jest korekta w polityce gospodarczej, którą można wykonać tylko w skali całego kraju.

Rzeczpospolita z kolei publikuje wywiad z innym przedsiębiorcą, osiągającym sukcesy w skali globalnej: Zbigniewem Inglotem. Firma „Inglot” także funkcjonuje z dala od stolicy (pod Przemyślem). Zmarły założyciel firmy Wojciech Inglot zwykł mawiać: prowincja jest w nas. Teraz „Inglot” posiada już 530 salonów w 75 krajach świata. Najciekawsza jest odpowiedź na pytanie o wejście na giełdę: Absolutnie wykluczamy taką opcję. Po wielu latach samodzielnego rozwoju i chyba nie najmniejszego doświadczenia, nie wyobrażam sobie, że musielibyśmy się przed kimś tłumaczyć z naszych planów i prosić akcjonariuszy o akceptację.

Te i wiele innych przykładów pokazują, że w świecie zdominowanym przez korporacje polskie firmy rodzinne nie są bez szans.  

Żadnych afer nie było, nie ma i do wyborów nie będziemy

Szczegóły
Kategoria: Monitor gospodarczy
Opublikowano: 09 czerwiec 2015

Minister Kopacz w przerwach szkolenia na hejtera (jak wszyscy, to wszyscy – babcia też) pochyla się nad wyczynami swych ministrów. „Zaniepokoił” ją opublikowany w ubiegłym tygodniu raport Najwyższej Izby Kontroli na temat nadzoru Agencji Rynku Rolnego nad spółką zajmującą się między innymi magazynowaniem zbóż. NIK wnioskował o rozważenie likwidacji Elewarru.

Swoją drogą niezły jest ten NIK: zamiast zlikwidować złodziei, to chcą okradaną firmę zlikwidować. Minister Wańka-wstańka Sawicki stracił kiedyś stanowisko, gdy na jaw wyszło nagranie niejakiego Łukasika z niejakim Serafinem: „On [Sawicki] chce się tam okopać i uwłaszczyć. Tam w tej chwili jest około 80 milionów na koncie. Spółka jest warta, nie wiem, około 150-160 milionów, spółka ta Elewarr”. No więc teraz NIK proponuje likwidację. Najlepiej poprzez sprzedanie Sawickiemu.

Kopacz pochyliła się także nad konfliktem między Burym a CBA. Spodziewany jest komunikat. Jego zredagowanie łatwe nie jest: jak potępić (wybory), służb nie ośmieszyć (bezradność) i podkarpackiej mafii nie ruszyć?

Polskie rolnictwo: blaski i cienie

Szczegóły
Kategoria: Monitor gospodarczy
Opublikowano: 08 czerwiec 2015

Minister Rolnictwa chwali się naszym rolnictwem, które jego zdaniem mogłoby być wzorem dla świata: W naszych gospodarstwach rodzinnych, gdzie średnia gospodarstwa wynosi ponad 10 hektarów możemy zachować bioróżnorodność i produkować wysokiej jakości żywność zgodnie z tradycyjnymi recepturami.

Podał przy tym dwa istotne czynniki, które zapewniły nam sukces: nowoczesne przetwórstwo oraz ciągłość gospodarstw, które od co najmniej 200 lat są w posiadaniu indywidualnych rolników.

Minister oczywiście nie wspomina o problemach od lat trawiących polskie rolnictwo:

1. Antychłopskie fobie rządzącej pseudoelity, podsycanej przez liberalną prasę. Oto typowa wypowiedź o rolnikach: na dopłaty dla rolnictwa, które odpowiada za zaledwie 3 proc. naszego PKB przeznaczane są gigantyczne środki. - Gdyby zliczyć środki unijne i krajowe oraz wszystkie kanały wspomagania rolnictwa, to wyjdzie 50-55 mld zł rocznie. I coś takiego mówi ponoć była wiceminister rolnictwa (choć nie na pewno, bo wypowiedź może być zmanipulowana).

2. Wspomniane dopłaty. Wynikają one z unijnej polityki, która ma na celu produkcję taniej żywności. Jednak wbrew pozorom to nie jest korzystne dla Polski z dwóch powodów. Pierwszy to oczywiście dużo niższe dopłaty do rolnictwa w Polsce w stosunku do krajów z którymi konkurujemy. Drugi zaś to taki, że tania żywność powoduje, że nie jest opłacalna uprawa na małych areałach. I to do tego stopnia, że nawet produkując na własne potrzeby trzeba czasem wydać więcej, niż wynosi detaliczna cena detaliczna uzyskanej żywności. Dlatego wiele areałów stoi nie zagospodarowanych, a znacząca część wsi żyje z rent i emerytur.

3. Rządzący zadbali o to, aby rolnicy byli wyłączeni z normalnego obrotu gospodarczego – łącznie z przetwórstwem. Jest to jedna z głównych przyczyn ich protestów. Nie tylko mają oni stosunkowo niewielki udział w wartości dodanej sektora żywnościowego, ale też rolnicy są słabym partnerem dla kontrahentów (na przykład muszą godzić się na bardzo długie terminy zapłaty).

4. Utrzymywane bardzo wysokie odsetki od kredytów uderzają przede wszystkim w wieś. Czymś niesłychanym były próby zniszczenia bankowości spółdzielczej (w tym jednym przypadku przy wejściu do UE polski rząd postulował zwiększenie wymagań wobec unijnych propozycji). Trwa też bezprzykładna próba zniszczenia SKOK'ów. A to są podmioty w największym stopniu obsługujące wieś.

Do tego należy dołożyć silny wpływ polityki na ceny. Nie tylko chodzi o spekulacje żywnością przekładającą się na wahania cen, ale także polską politykę zagraniczną, która skutkuje odcięciem największego naturalnego rynku dla polskiego rolnictwa: Rosji. Rolnicy obawiają się też masowego wykupu ziemi przez podmioty zagraniczne.

Nic więc dziwnego, że wieś opuszcza masa młodych ludzi, wyjeżdżających za granicę. Nie należy się dziwić, że od lutego trwa protest rolników. Jest on całkowicie ignorowany przez media i polityków. Dopiero po przegranych wyborach prezydenckich w których wieś zagłosowała przeciw Komorowskiemu (protest trwał już ponad 3 miesiące) pani premier spotkała się z protestującymi. Obiecała im między innymi osobisty nadzór nad pracami mającymi na celu ochronę polskiej ziemi przed wykupem przez zagraniczne spółki.

 

  1. Od OFE do "Nowoczesna PL"
  2. Szczęśliwe znalezisko
  3. Czas na bankierów?
  4. Prowincja która przesądzila o wyborze Prezydenta
  5. Dziwna gra banków

Godne społeczeństwo

Monitor gospodarczy

Monitor gosp. - Górnictwo

Monitor gosp. - kredyty we frankach

Monitor gosp. - grexit

Historia gospodarcza świata

Przedsiębiorczość

Strona 52 z 218

  • 47
  • 48
  • 49
  • 50
  • 51
  • 52
  • 53
  • 54
  • 55
  • 56

www.argumenty.net


^TOP^

© 2025 argumenty.net