- Szczegóły
- Kategoria: Stan Bezprawia
Wszystkie media poinformowały o zatrzymaniu Zbigniewa Stonogi przez CBS. Ma mieć to związek z aferą w katowickim sądzie, którą Stonoga ujawnił. Tymczasem na swoim profilu na Facebooku Zbigniew Stonoga mówi „z dużej chmury mały deszcz”. W prokuraturze postawiono mu zarzut utrudniania śledztwa poprzez opublikowanie dokumentu prokuratury.
Trochę dziwne jest to, że media nie informują o szczegółach tej afery w katowickim sądzie. Opowiedział o niej Stonodze kierowca prezesa tego sądu. Oskarżenia są niezwykle mocne i dotyczą polityków PO i PiS, którzy mają mieć udziały w spółce w Luksemburgu, na którą są przelewane pieniądze uzyskane z przestępczej działalności. Przede wszystkim chodzi o wyprowadzanie pieniędzy ze SKOK'ów poprzez kredyty brane na tak zwane „słupy”. Pada też oskarżenie o udziały prokuratorów w dystrybucji dopalaczy „Mocarz”. Stonoga opowiada o tym między innymi w filmie na Youtube. Sąd zarzuca Stonodze „pomówienie”. Tymczasem prokuratura wszczęła śledztwo – więc chyba jednak były jakieś podstawy.
Do niedawna Stonoga atakował głównie polityków PO. Teraz zapowiada równie mocne uderzenie w PiS. W tym kontekście zastanawia prośba Zbigniewa Stonogi do prezydenta o ułaskawienie. Zbigniew Stonoga ma stawić się w zakładzie karnym 31 sierpnia celem odbycia kary. On sam mówi o tej sprawie: „Ponieważ wygrywam walkę o Polskę, ponieważ pomagam zwyczajnym ludziom, zamykają mnie do więzienia! Wezwanie do odbycia niby kary za niby przestępstwo podpisała sędzia Agnieszka Ławryńczuk - ta sama, która w 2011 roku uniewinniła mnie w tym samym procesie”.
Prośba do Prezydenta Dudy „z terminem ważności” przy równolegle formułowanych groźbach ujawnienia kolejnych taśm brzmiała jak szantaż. Być może od początku chodziło o spektakularne wycofanie prośby i pretekst do ataku na Prezydenta.
- Szczegóły
- Kategoria: Monitor gospodarczy
Według medialnych doniesień Prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla agencji Reuters powiedział między innymi, że „banki powinny być odpowiedzialne za rozwiązanie kwestii kredytów hipotecznych we frankach szwajcarskich, ponieważ ogromnie na nich zarobiły, ale rozwiązanie nie może zdestabilizować sektora bankowego”.
Czy to, że ktoś dużo zarobił może być jakimkolwiek argumentem? Jeśli zarobek ten jest osiągnięty zgodnie z prawem, to chyba nie ma podstaw do tego, aby mieć do nich pretensje? To możliwe tylko w jednym przypadku: jeśli działania banków łamią zasady współżycia społecznego. Oznacza to jednak sytuację nienormalną – gdy działania zgodne z prawem są nie do zaakceptowania. Pretensje o to można mieć do państwa, a nie do banków. Polskie państwo bardzo się stara, aby banki miały duże zarobki i mogły je transferować za granicę.
Z kolei uwaga o „destabilizacji sektora” pochodzi z medialnej propagandy, za którą nie stoją rzetelne wyliczenia. Dla przykładu wyliczenia „strat” banków z tytułu ustawy, która obecnie jest przygotowywana, to całkowita fikcja. Niestety cała ta wypowiedź świadczy o tym, że Prezydent Duda nie jest gotowy zmierzyć się z bankami. „Frankowicze” nie wymagają jakiejś nadzwyczajnej pomocy. Wszystkim natomiast przydałoby się państwo, które nie pomaga bankom w grabieniu społeczeństwa. W tym celu konieczne byłyby następujące zmiany:
-
skuteczne wprowadzenie zakazu lichwy,
-
likwidacja bankowego tytułu egzekucyjnego,
-
zakaz naliczania procentów składanych od kredytów,
-
zakaz akcji kredytowej w oparciu o kapitał zgromadzony na rachunkach bieżących,
Ponadto instytucje takie jak KNF oraz NBP powinny podlegać realnej kontroli pod kątem dbałości o interesy społeczeństwa.
- Szczegóły
- Kategoria: Monitor gosp. - kredyty we frankach
Gdyby Polska była państwem chrześcijańskim - to by było straszne, prawda? To wydaje się naszej „elicie” (i nie tylko) oczywistą oczywistością. Tymczasem chodzi głównie o to, aby zaakceptować nadrzędność chrześcijańskiej etyki. Czyli powrócić do korzeni Europy. Jak w chrześcijańskim państwie zmierzono by się z trudnym problemem kredytów „frankowych”? Kierując się zasadą sprawiedliwości.
Jednym z czynów potępianych i uznawanych za niesprawiedliwe jest pobieranie lichwy. Jeśli więc jakiś bank chce pobierać lichwę – to nie ma tu co szukać. No to super – przecież mamy ustawę antylichwiarską!?
Nie ma potrzeby, aby sejm, rząd, czy ktokolwiek wprowadzał specjalne rozwiązania dla „frankowiczów” - zakaz pobierania lichwy wystarczy!!!!
Tyle, że w obecnym kształcie ustawa jest nieskuteczną, bo taką być musi. Człowiek prawy nie może być obłudnikiem. Dlatego wprowadzając zakaz lichwy, prawi posłowie postaraliby się, aby ten zakaz działał. Rozwiązanie problemu kredytów frankowych jest dla prawych ludzi tak banalnie proste, jak tylko być może. Można je wprowadzić w jednym krótkim akapicie dopisanym do jakiejkolwiek ustawy.
Treść tego akapitu musiałaby być mniej więcej taka (prawnicy musieliby to przełożyć na ich nowomowę):
1. Zakaz lichwy, ograniczający wielkość odsetek dotyczy wszelkich kredytów udzielanych przez banki w Polsce.
2. Wartość odsetek o których mowa w ustawie oblicza się odejmując od spłaconych w ciągu roku rat kredytu wielkość o jaką zmniejszyła się pożyczona kwota kredytu.
3. Za stosowanie lichwy przez bank odpowiada jego prezes. Pierwszy stwierdzony przypadek lichwy skutkuje jedynie koniecznością naprawienia szkód. Odmowa naprawienia szkód, albo dalsze stosowanie lichwy jest przestępstwem zagrożonym karą 100tys PLN. Trzeci przypadek stosowania lichwy jest przestępstwem zagrożonym karą 5 lat więzienia (bez możliwości skrócenia lub zawieszenia). Ponowne stosowanie lichwy przez ten sam bank, po zmianie prezesa, skutkuje cofnięciem pozwolenia na prowadzenie działalności bankowej.
Oczywiście to tylko propozycja. Można na przykład zwiększyć wymiar obligatoryjnej kary ;-).
A oto prosty przykład (za http://argumenty.net/1872).
„Frankowicz” wziął kredyt 200 tys PLN na 25 lat i spłacił 50tys. Ma ratę miesięczną 667PLN (200tys/25lat/12miesięcy), a spłata na jeden rok wynosi 8tys. Natomiast odsetki nie powinny przekroczyć 10% (4 x stopa lombardowa NBP) – czyli 15tys rocznie. Na koniec roku kredytobiorca bierze swój rachunek i sprawdza: kredyt zmniejszył się o 8tys, ale spłaciłem w sumie 25 tys. Wysyła wyciąg z tego rachunku do KNF i dalej jak w punkcie 3.
A gdzie tu mowa o kredytach „frankowych” i „przewalutowaniu”? Nigdzie – to nas nie obchodzi. To sprawa między bankiem, a jego klientami. Kredytobiorca dostał złotówki i spłaca złotówki. To sprawa między nim a bankiem – jak sobie ten bank nalicza odsetki. Może do tego stosować rubla, franka, albo temperaturę na dworze.
- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
Jędrzej Bielecki w formie jak zwykle – opowiada o tym, jak Niemcy nam zazdroszczą czołgów, które nam dali. „Polska, druga potęga pancerna Europy”. Silni zwarci, gotowi ani guzika nie oddamy. Tymczasem Generał Waldemar Skrzypczak dalej swoje: były wiceminister obrony narodowej ocenił, że zmniejsza się "potencjał operacyjny" wojska polskiego. Gen. Skrzypczak podtrzymał swoją opinię z marca, kiedy mówił, że bez pomocy NATO w przypadku konfliktu z Rosją Warszawa zostałaby zajęta w ciągu 3-4 dni.
Ale dzięki Bogu możemy jak zwykle liczyć na sojusze:
Zaznaczył jednak, że taki scenariusz byłby realny tylko wtedy, gdyby Polska została pozostawiona samej sobie. Dodał, że on sam "wierzy w NATO", które gwarantuje bezpieczeństwo Polski.
Zupełnie niedawno dziennikarze „The Economist” przeanalizowali słynny artykuł 5 paktu NATO i doszli do wniosku, że „NATO ma możliwość, lecz nie ma żadnego obowiązku użycia sił zbrojnych w celu obrony sojusznika”. Czyli obroni, jeśli zechce i w miarę możliwości. Europejskie państwa takiej możliwości nie mają. Natomiast Amerykanie też nie spieszą się z deklaracjami: „Takie zobowiązanie powinno być ograniczone do przypadków, w których Amerykanie mają fundamentalny, wręcz witalny interes”. Deklaracje mogą paść po wyborach prezydenckich w USA. Jeden z kandydatów – Donald Trump już zapowiedział, że on się z Putinem szybko dogada. Częścią „dogadywania się” będzie zwrócenie "totalnego zdrajcy" Snowdena. A co w zamian? Może Polskę?
- Szczegóły
- Kategoria: Krótko
Powszechna solidarność społeczeństwa i dziennikarzy z oskarżonymi o zdradę stanu spowodowała nieoczekiwany zwrot akcji. Zdymisjonowany został prokurator generalny Niemiec, Harald Range.
Dlaczego akurat ci niemieccy dziennikarze zostali zaatakowani? Dlatego, bo wystąpili przeciw spiskowi elit, które pragną zamienić społeczeństwa w bezwolne masy. Spiskowcy nie cierpią wolnych mediów, bo co to za spisek, skoro wszyscy o nim wiedzą (to dlatego Snowden jest dla USA wrogiem publicznym). Jednak teza, że tym razem „wolność słowa wygrała ze służbami” jest nieco pochopna. Z jednej strony te „wolne media” stanowią drobną niszę w potężnym monolicie ta walka trwa ciągle, z drugiej zaś ważniejszy jest tutaj aspekt prawny. Niemcy są państwem prawa. Dlatego takim skandalem jest posługiwanie się przez Prokuratora Generalnego błędną oceną prawną w celu uciszenia dziennikarzy. Dziennikarze ci nie zamierzają odpuścić i oskarżają także Ministerstwo Spraw Wewnętrznych o głoszenie nieprawdy.
Niemiecki szacunek do prawa (z którego korzystał niegdyś polski chłop Drzymała) nie jest niestety powszechny. Na przykład w Polsce nikt nie reaguje na łamanie prawa przez władze (vide na przykład ewidentna niegospodarność na budowie obwodnicy Inowrocławia). Cóż pozostaje społeczeństwu? Do wyrażenia swego sprzeciwu wobec spisku elit wykorzystują wybory. Nawet jeśli nie ma szans na rozsądną alternatywę, głosują na zasadzie: wszystko tylko nie oni. To wyjaśnia fenomen Pawła Kukiza w Polsce, czy Frontu Narodowego we Francji (który ma realną szansę przejąć władzę). Szefowa tej francuskiej partii Marinne Le Pen krytykowała ostatnio Unię Europejską: „UE zamieniła się w prawdziwą sektę, gdzie pranie mózgu zastępują groźby i niekończący się szantaż”. Równie ciekawie rozwija się sytuacja w USA, gdzie Donald Trump ubiega się o nominację Republikanów w wyborach prezydenckich. Jego niezależność finansowa sprawia, że może mówić co mu się podoba. Więc mówi to, co konserwatywni Amerykanie chcieliby słyszeć. Oczywiście nie podoba się to bardzo przedstawicielom elit. Republikanie najchętniej by się go pozbyli. Jeśli jednak nie będzie kandydatem republikańskim, to wystartuje jako kandydat niezależny. To praktycznie przekreśla możliwość zwycięstwa Republikanów. Nic więc dziwnego, że „niezależni dziennikarze” ;-) węszą „spisek Clintonów”.
Pytaniem zasadniczym pozostaje, czy oddolne działania społeczeństw mogą doprowadzić do powstania prawdziwie demokratycznej alternatywy, czy też pozostanie nam jedynie głosować przeciw.