Krytykując program PiS za populizm, Jarosław Gowin używa populistycznych bez wątpienia argumentów: „Według szacunków koszt dzisiejszego kongresu wraz z towarzyszącą mu kampanią (produkcja spotów, czas antenowy etc.) to grubo ponad milion złotych. By była jasność – to milion złotych z kieszeni podatników”.

 

Na pierwszy rzut oka wygląda to śmiesznie. Jednak sprawa jest poważna.

 

 1. W demokracji sam zarzut populizmu jest głupi. Według słownika języka polskiego populizm to „popieranie lub lansowanie idei, zamierzeń, głównie politycznych i ekonomicznych, zgodnych z oczekiwaniami większości społeczeństwa w celu uzyskania jego poparcia i zdobycia wpływów lub władzy”. Alternatywą dla populizmu w systemie demokratycznym jest więc po prostu manipulacja i propaganda.

 

2. Liberalizm rzeczywiście opiera się na tej drugiej możliwości (propagandzie). Posługuje się w tym celu między innymi manipulowaniem znaczeniami terminów. Słowem „populizm” posługują się liberałowie jako określeniem pejoratywnym, które ma określić stawienie dobra ludzie przed dobrem gospodarki. Ich zdaniem jest to szkodliwe, gdyż szkodząc gospodarce szkodzimy ludziom. Kryje się za tym oczywiście wybór liberalnego modelu ekonomicznego, koncentrującego się na strukturach. Alternatywą jest ekonomia ludzkiego działania, dla której gospodarka opiera się na aktywności ludzi dążących do zaspokojenia swych potrzeb.

 

3. Należy się zgodzić z tym, że większość potrzeb społeczeństwa w najbardziej efektywny sposób realizuje się w warunkach wolności gospodarczej. W tym miejscu występuje zbieżność między powyższymi dwoma modelami ekonomii. Dlatego zwolennikami wolności gospodarczej byli zarówno M. Friedman jak i F.A. von Hayek. Był nim również twórca niemieckiej społecznej gospodarki rynkowej L. Erhard. Wytyczając granice między liberalizmem a konserwatyzmem zazwyczaj pierwszych dwóch ekonomistów uważa się za liberałów. Z ordoliberał Erhardem jest kłopot, bo był on bez wątpienia konserwatystą. Tymczasem jedną z propagandowych manipulacji liberałów jest utożsamianie terminów „liberalizm” i „wolność gospodarcza”. Niektórzy liberałowie (jak L. Balcerowicz) radzą sobie z tym problemem, twierdząc że „ordoliberalizm”=”liberalizm”, „społeczna gospodarka rynkowa” = „gospodarka rynkowa”, a Erhard po prostu robił sobie jaja, realizując politykę liberalną, a ludziom mówiąc, że robi jakąś „społeczną gospodarkę rynkową”. Tu dotykamy następnego znaczenia słowa „populizm”, nadawanego mu przez liberałów. Populizm ma być związany z kłamstwem. Ich zdaniem populiści okłamują ludzi, zapewniając, że działają dla ich dobra, gdy tymczasem szkodząc gospodarce, de facto szkodzą ludziom. Tymczasem powyższy przykład Leszka Balcerowicza pokazuje, że jak liberałowie posługują się kłamstwem. W tym przypadku mamy do czynienia z kłamstwem podwójnym: nieprawdziwy obraz ordoliberalizmu służy jako usprawiedliwienie okłamywania społeczeństwa. Terapia miała być szokowa – jak przyznaje sam Balcerowicz – aby dokonać zmian, zanim społeczeństwo się zorientuje co się dzieje.

 

Leszek Balcerowicz nie ma ostatnio dobrej prasy. Dlatego strategią liberałów, mającą pozwolić im powrócić do władzy jest wyparcie. Balcerowicz nie był liberałem i basta. Zresztą Jarosław Gowin nie jest nim także. On jest przecież konserwatywnym liberałem. Używanie takich terminów jest jednak kolejnym kłamstwem liberałów. Dominacja liberalizmu w Amerykańskiej gospodarce końca XX wieku doprowadziło do zatrważających rezultatów. Badania socjologiczne, wykazały, że 88% wśród młodych ludzi, w porównaniu do 81% w całej populacji uważa, że ludzie stosują inne standardy etyczne przy prowadzeniu biznesów, niż w życiu prywatnym. Nie można zawiesić na kołku swych przekonań, przekraczając próg firmy. Nie da się pogodzić liberalizmu z konserwatyzmem.

 

Liberalizm – jak każda utopia – prowadzi do fałszowania obrazu rzeczywistości. Profesor Jacek Bartyzel wyjaśnia mechanizm tego fałszerstwa, z użyciem nominalizmu. Nominaliści uważają, że pojęcia ogólne – w szczególności takie jak społeczeństwo, naród, wspólnota – to jedynie nazwy. Realnie zaś istnieją jedynie obiekty jednostkowe. Tymczasem konserwatyzm zakłada realizm personalistycznej wizji świata. A więc wspólnota dla konserwatysty to coś więcej niż zbiór osób. Realne istnienie wspólnoty nadaje pojęciu „dobro wspólne” sens odmienny niż dobro wszystkich członków wspólnoty (pod tym względem liberalizmowi bliżej do socjalizmu niż konserwatyzmu).

 

Realne istnienie wspólnoty zakłada filozoficzna szkoła lubelska, z Karolem Wojtyłą na czele. Najważniejsze filozoficzne dzieło Jana Pawła II („Osoba i czyn”) dotyczy w dużej części działania człowieka we wspólnocie. Jacek Gniadek w swojej książce „Dwaj ludzie z Galicji” pokazuje, jak zbieżne są pod tym względem austriacka szkoła ekonomii (na przykładzie Misesa) i społeczne nauczanie Kościoła Katolickiego rozwijane przez Jana Pawła II.

 

Z punktu widzenia konserwatysty mamy obecnie dwa alternatywne podejścia do gospodarki.. Z jednej strony ekonomia struktur i anglosaski liberalizm, a z drugiej ekonomia ludzkiego działania i szkoła austriacka, oraz społeczna gospodarka rynkowa. Eksponowane różnice między Hayekiem i Keynesem nie są tak istotne jak różnice między Hayekiem a Friedmanem. Do 2008 roku Friedman był górą. Teraz coraz częściej pojawiają się głosy, że jednak zwyciężył Keynes. Jednak lekarstwa na współczesne problemy nie znajdziemy ani w liberalizmie Friedmana, ani w interwencjonizmie Keynesa. Wolność gospodarczą można pogodzić z rozsądnym zaangażowaniem państwa w gospodarce, jeśli stworzymy ład społeczno-gospodarczy zgodny z personalistyczną wizją człowieka. Polscy politycy powinni czuć się do tego zobligowani na mocy konstytucyjnych zapisów dotyczących społecznej gospodarki rynkowej.