Największe grzechy mediów to te, które idą drogą kłamstwa, i jest ich trzy: dezinformacja, pomówienie i zniesławienie. Są to słowa Papieża Franciszka, który uznał za szczególnie niebezpieczną dezinformację. Bo „pomówienie jest grzechem śmiertelnym, ale można je wyjaśnić i rozpoznać, że chodzi o pomówienie. Zniesławienie jest grzechem śmiertelnym, ale można dojść do tego, że się powie: to niesprawiedliwość, bo wprawdzie zniesławiona osoba jakiejś winy się dopuściła, ale potem tego żałowała, zmieniła życie. Ale dezinformacja to mówienie tylko niektórych rzeczy, tych, które są mi wygodniejsze, a zatajenie reszty. W ten sposób ten, kto ogląda telewizję czy słucha radia, nie może wydać właściwego osądu, bo nie ma do tego elementów i nie otrzymuje ich”.
Gdyby ta klasyfikacja była pełna, to by znaczyło, że świat jest lepszy niż nam się wydaje. W dzisiejszych czasach zatajone treści prędzej czy później wyjdą bowiem na jaw, więc człowiek, któremu zależy na poznaniu prawdy miałby szansę na osiągnięcie celu.
Jednak - niestety – tak dobrze nie jest. Przede wszystkim wytwarzana jest duża ilość informacyjnego szumu. Czysta informacja zawiera opis faktów, wnioskowania oraz oceny zbudowane w oparciu o rozpoznanie prawdy i stabilny system wartości. Większość dostępnych informacji ma jednak inny charakter.
Wyliczmy główne źródła szumu informacyjnego:
-
Internet daje wielkie możliwości głupcom, którzy opisują swoje mniemania i ekspresje.
-
Marketingowcy, którzy profesjonalnie budują obraz rzeczywistości zgodny ze zleceniem.
-
Ideolodzy, którzy postrzegają świat przez pryzmat ideologii, traktując jej założenia jako prawdę obiektywną.
-
Naukowcy, którzy pod presją wyniku oraz środowiska częściej opisują zastany paradygmat niż próbują dotrzeć do obiektywnej prawdy.
Żadna z tych grup nie zajmuje się medialną dezinformacją. Tworzą jednak środowisko, w którym dziennikarzowi bardzo trudno dotrzeć do prawdy. Zwłaszcza wtedy, gdy taka dociekliwość nie tylko nie jest od niego wymagana, ale wręcz może mu zaszkodzić.
Dezinformacja jest chlebem powszednim lobbystów i zawodowych propagandystów, na usługach państw i organizacji. W czasach konfliktów ich działalność jest szczególnie widoczna, ale to nie znaczy, że w czasach bardziej spokojnych biorą urlop.
Kłamstwa polityków wbrew pozorom nie mają aż takiej siły rażenia, z uwagi na niski poziom zaufania do nich. Zadziwiające zmiany poglądów po zdobyciu lub utracie władzy, albo przy zmianie partii mogą irytować i zniechęcać ludzi do polityki. Jednak coraz mniej ludzi traktuje to na poważnie. Nie znaczy to wcale, że możemy kłamstwa polityków usprawiedliwiać.
O tym jak wielkim problemem jest szum informacyjny zasłaniający prawdę możemy się przekonać szczególnie obecnie. Narracja z obu stron konfliktu jest tak różna, że umożliwia wręcz dialog. Rozwiązanie konfliktu na drodze dyplomatycznej staje się w tej sytuacji prawie niemożliwe. Na dodatek ludzie mają skłonność do przyjmowania roli żołnierzy walczących słowem. Napisanie na popularnym forum opinii zgodnej z punktem widzenia Rosjan gwarantuje posądzenia o agenturalność. „Dobrzy ludzie” nie zdają sobie nawet sprawy, że to oni są w służbie zła.
Na koniec ciekawa ilustracja pokazująca jak marne szanse mamy obecnie dotrzeć do prawdy. Niedawno „cały świat” zszokowała informacja, że w Egipcie wydano kilkaset wyroków śmierci na członków „Bractwa Muzułmańskiego”. W niektórych zachodnich mediach można było przeczytać, że chodzi o „Bractwo Muzułmańskie Baracka Obamy”. Takie tytuły nawiązują do historii, która została zupełnie w Polsce pominięta. I doprawdy trudno ocenić, czy słusznie.
Media w Egipcie poinformowały, że Obama jest członkiem Bractwa Muzułmańskiego. W komentarzach pojawia się opinia, że nawet jeśli nie ma mowy o oficjalnym członkostwie, to Prezydent USA z pewnością jest zwolennikiem tych okrutnych dżihadystów.
[Według Wikipedii, ich motto brzmi: „Allah jest naszym celem. Prorok naszym przywódcą. Koran naszym prawem. Dżihad naszą ścieżką. Śmierć na ścieżce Boga jest naszą jedyną nadzieją”].
Rzeczywiście zadziwiająca była pobłażliwość Amerykanów dla poczynań Bractwa, które przejęło władzę w Egipcie w wyniku Arabskiej Wiosny. Zachód nie interweniował gdy dochodziło do palenia kościołów i mordów. Obecne władze nie mają żadnych wątpliwości, traktując członków Bractwa jako amerykańskich kolaborantów.
Syn jednego z przywódców Bractwa Muzułmańskiego, Saad Al-Shater twierdził, jego ojciec posiada dowody, które mogłyby doprowadzić Obamę do więzienia. Jedynym zaś sposobem uniknięcia katastrofy jest uwolnienie ojca. Dziwnym zbiegiem okoliczności amerykańscy senatorowie, którzy byli z misją w Egipcie niespodziewanie zaczęli się domagać uwolnienia Al-Shatera.
Mamy więc wierzyć w to, że „przywódca wolnego świata” jest kryminalistą? Gdy słuchamy jego przemówień pełnych wiary w demokrację, wolność słowa i prawa człowieka, takie posądzenia wydają się niedorzeczne. Ale tak samo niedorzeczne wydaje się wspieranie przez USA terrorystów, a to niestety niejednokrotnie miało już miejsce (na przykład afera_Iran-Contras)