Rok temu media donosiły, że CIA zbroi syryjskich rebeliantów, którzy chcą obalić prezydenta Assada. Dlaczego? Bo w słowniku politycznym Białego Domu obok nazwiska Bashar al-Assad pojawiło się słowo „reżim”? Pierwotnie Amerykanie zamierzali bombardować Syrię (jak zwykle uzasadniając to fałszywymi oskarżeniami), ale gdy Putin ogłosił, że Rosja będzie pomagać Syrii w razie ataku, zmienili taktykę, zbrojąc islamistów.
Na zdjęciu (źródło, kliknij by powiększyć - na własną odpowiedzialność)
Tego w polskich mediach nie znajdziemy. Piszą o tym tylko niezależni blogerzy. Jeden z nich opisuje początek potęgi ISIS: Po wybuchu wojny domowej w sąsiedniej Syrii ugrupowanie przeniknęło do tego kraju, by pomóc w obaleniu prezydenta Bashara Al-Assada. W 2010 roku Syria zaproponowała Stanom Zjednoczonym wspólne zwalczanie stosunkowo słabego wówczas Państwa Islamskiego. Amerykanie odmówili. Zamiast tego zaczęli dostarczać Państwu Islamskiemu broń. Gdy rok później wybuchła rebelia przeciwko prezydentowi Basharowi Al-Assadowi, terroryści byli już świetnie uzbrojeni, co pozwoliło im szybko zająć spore połacie kraju (wcześniej przejmowali również arsenały słabej irackiej armii). W efekcie 29 czerwca 2014 roku Państwo Islamskie proklamowało na zajętych terenach kalifat. W praktyce oznacza to, że utworzyli własne państwo.
Wspomagany przez Rosję Assad okazał się dla ISIS zbyt silny, więc idą w kierunku Bagdadu urządzając po drodze rzezie „niewiernych”. Stanom Zjednoczonym wypada pogratulować skuteczności ich polityki.