Prezes słynnej firmy Apple składa samokrytykę, której nie powstydziłby się komunistyczny aparatczyk: Powiem to wprost: jako prezes nie jestem zadowolony z tych wyników. Nie są dla nas nowe i od jakiegoś czasu ciężko pracujemy, aby je poprawić.
Zazwyczaj prezesi dużych korporacji (zwłaszcza Apple) są „na kursie i na ścieżce”. Snują wizje i plany. Chwalą się osiągnięciami i minimalizują pojawiające się zagrożenia (w końcu po to są prezesami, aby dostrzegać i przeciwdziałać). Co więc stało się tym razem? Czy inwestorów spotkał zawód? Nie – tym razem chodzi o społeczny wymiar działalności firmy. Nie da się go rozwiązać dając niewielkie datki albo wieszając wokół biurowca siatki przeciw samobójcom. Problem jest bowiem poważny: Apple zatrudnia głównie białych mężczyzn.
Prezes ogłasza: Nasza definicja różnorodności wykracza zdecydowanie poza tradycyjne kategorie takie jak rasa, płeć czy pochodzenie etnicznie. Wliczamy w to osobiste przymioty, które często nie są mierzone: orientację seksualną, status weterana czy niepełnosprawność. (…) Wierzymy w celebrowanie różnorodności i inwestowanie w nią.
Idealny pracownik „Apple”? „Szalejące ***”, które Putin zamknął kiedyś w łagrach. Embargo, embargiem, ale Apple mogłoby pomóc Rosjanom opracować program resocjalizacji dla zboczeńców. Wielu z nich mogłoby potem zasilić szeregi Apple, zwiększając różnorodność.