Profesor Kierżun stał się chyba najbardziej intensywnie lustrowanym obywatelem III RP. I to w sytuacji, gdy nie podlega on żadnej lustracyjnej ustawie i jest w chwili obecnej sędziwym starcem. W jego obronie stanął historyk Piotr Gontarczyk, który nie zostawił suchej nitki na autorach „Do rzeczy”: Autorzy wzięli dokumenty, dotyczące „Tamizy” i metodycznie, fakt po fakcie, wydarzenie po wydarzeniu, falsyfikowali to, co zawierają dokumenty. Przemilczali jedne fakty, samodzielnie dopisując do sprawy rzeczy, których w dokumentach nie ma. Do materiałów, które w żaden sposób nie obciążają profesora, sami dopisywali opisy stanów emocjonalnych czy też zamiary i opinie Profesora, żeby postawić go w możliwie najgorszym świetle. To jest masowe, zaprogramowane i konsekwentnie realizowane działanie prowadzone ewidentnie w złej wierze.
Jak zauważa Tadeusz Witkowski (polski naukowiec z USA), Kierżun nie przeczy kontaktom z SB, ale uważa je za element gry, którą prowadził, współpracując równocześnie z Amerykanami (i informując ich o tych kontaktach).
Niezależnie od tego, czyja wersja wydarzeń zostanie zaakceptowana jako prawdziwa, pozostaje pytanie o przyczyny takiego zainteresowania akurat tym jednym przypadkiem.