Przemówienie Andrzeja Dudy na konwencji wyborczej może zwiastować ważną zmianę w polskiej polityce. Do tej pory polityka ta była definiowana przez spór między czcicielami Ojczyzny skupionymi wokół Jarosława Kaczyńskiego a fajno-Polakami, których jednoczył strach przed PiS. Patrioci nawiązywali do tradycji jagiellońskiej, a fajno-Polakom wystarczała polityka „ciepłej wody w kranach”. Polityka fajno-Polaków zwyciężyła – pomimo tego, że w praktyce była realizacją rzeczpospolitej kolesi a w sferze ideologicznej podążała śladami Adama Michnika. PiS nie stanowił dla większości Polaków atrakcyjnej alternatywy.

Oczywistą alternatywą dla bezpłodnego sporu ciągnącego Polskę w niebyt jest tradycja Norwida i Jana Pawła II: „Ojczyzna jest to wielki - zbiorowy - Obowiązek”, obowiązujący „Ojczyznę dla człowieka” i „człowieka dla Ojczyzny”. Ojczyzna nie jest więc kimś w rodzaju bogini, której składamy ofiary z potu i krwi. „Zbiorowy obowiązek” dotyczy społeczeństwa zjednoczonego w trosce o swą wolność i swój byt.

Niesamowite jest to, że zwrot Andrzeja Dudy ku norwidowskiemu rozumieniu Ojczyzny został zupełnie zignorowany.

Przemówienie było bardzo dobre – pozbawione teoretyzowania. W prosty sposób zbiorowy obowiązek został przełożony na założenia programu politycznego przywódcy:

 

  • Polska to polski naród.
  • własne państwo oznacza własność obywateli,
  • rolę polityka wyznacza codzienna praca prowadząca ku rozwiązywaniu problemów,
  • praca ta musi odbywać się w poczuciu odpowiedzialności.

 

 

Kilka prostych zasad przedstawionych we współczesnym kontekście. Wbrew wyrażanym obawom nie było to „przekonywanie przekonanych”. Nie ma się też co dziwić, że proste przesłanie Andrzeja Dudy nie zostało zrozumiane przez elity, których przecież w Polsce nie ma.

 

Konwencja to dla wielu komentatorów nie była forma prezentacji programu, tylko show: „Konwencja PiS z przytupem”, „Prezes PiS na konwencji nie przemówił, ale za to dobrze się bawił”. Większość komentarzy skupia się na opozycji wobec obecnego Prezydenta – tak, jakby mógł on stanowić jakikolwiek punkt odniesienia. Dlatego przemówienie zostało określone jako „mocne” - bo było w nim wiele krytyki „strażnika żyrandola”. Według „politologów” Duda jest „w agresywnej opozycji do Komorowskiego”, pod adresem którego ktoś z sali wołał „zdrajca”. Obrazu dopełnia funkcjonariusz Michnika, którego opis kojarzy się z „Dziadami” Mickiewicza: „Andrzej Duda, kandydat namaszczony z zaświatów”.

Kraj pozbawiony elit jest jak gnijący trup – dlatego pozostaje aktualne wyrażone przed laty przez Jana Pawła II wezwanie do zmartwychwstania . Według wspomnianego wyżej funkcjonariusza „ktoś, kto się spodziewał programowych nowości w wystąpieniu kandydata, zawiódł się”. (Niesamowite, co praca w tym pseudoiteligenckim szmatławcu Michnika robi z ludźmi). Chyba jednak większy zawód spotkał „dziennikarzy”, którzy zostali zaskoczeni tym, że Duda nie wpisuje się w podrygi gnijącego trupa, nad którym można się pastwić do woli.

Polacy w maju zdecydują o losach swojej Ojczyzny. Śmierć czy zmartwychwstanie. Dobrze, że pojawiła się ta druga opcja – choć jak widać z pierwszych reakcji – to może zostać zignorowane.