Sposobem bycia amerykańscy dyplomaci znacząco różnią się od ich europejskich partnerów. Amerykanie bardziej otwarcie mówią o swoich poglądach. Może wpływ na to mają amerykańskie media, które i tak wszystko wyciągną, a może to natura zdobywców, którzy nie muszą się zastanawiać nad reakcją „maluczkich”. Dobrym przykładem jest rozmowa opublikowana przez portal dw.com z Johnem Christianem Kornblumem. Fragment dotyczący TTIP:
-
JK: Jeśli negocjacje TTIP się skończą, będzie to duży impuls. Nie sądzę, że będą zbyt trudne. Jestem raczej optymistyczny, że się powiodą. Są znakiem na przyszłość.
-
DW: Pan wie dobrze, że w Europie nie brak negatywnych głosów w tej kwestii.
-
JK: W Ameryce też ich nie brak. Ale przywódcy polityczni po obu stronach Atlantyku są moim zdaniem zgodni, że trzeba przeforsować to porozumienie.
Żadnych złudzeń. Żadnej ściemy o demokracji. Trzeba „przeforsować”, to będzie impuls. A jak nie będzie, to trudno – zawsze coś zostanie (następny kroczek do totalnego zniewolenia?).
Równie prostolinijne są wypowiedzi dotyczące Rosji:
Jest to próba Rosji obalenia porządku, który tu był od 1992 roku. Wynegocjowaliśmy z Moskwą bardzo skomplikowane porozumienia dotyczące NATO i rozbrojenia. Jednym z nich była gwarancja bezpieczeństwa Ukrainy, którą Rosja podpisała w Budapeszcie. […] Celem powinno być, by to otoczenie Rosji, które Moskwa nazywa „bliską zagranicą”, również miało prawo do wyboru własnej przyszłości.
Oczywiście prawo to nie dotyczy Rosjan, którzy chcieliby we własnym kraju posługiwać się własnym językiem. Bo wtedy mogą zostać terrorystami.
Dyplomata nie wspomina o tym, że częścią tych porozumień był specjalny status „bliskiej zagranicy” Rosji: było to tzw. "porozumienie 3 razy nie": nie dla broni jądrowej na terytorium nowych członków; nie dla znaczących sił zbrojnych i nie dla wielkich instalacji na tym terenie.
Nawiasem mówiąc Prezydent Andrzej Duda postulując „dostosowanie strategii” NATO do „imperialnych działań” Rosji, proponuje de facto zerwanie porozumień z 1997 roku. Czy w ten sposób zwiększy się bezpieczeństwo Polski? Czy rozsądne jest zastępowanie instytucjonalnych gwarancji bezpieczeństwa mglistymi sojuszami? Ich wartość można ocenić po tym fragmencie komentarza z Cato Institute:
Doug Bandow napisał: Istnieje wiele powodów aby docenić polsko-amerykańskie więzi na przestrzeni lat, a nawet wieków. W tym również zrozumienie i współczucie Amerykanów dla Polaków, że Polska jest umiejscowiona w złym sąsiedztwie. Jednak nie chodzi tutaj o argumenty przemawiające za obroną Polski. Obietnica pójścia na wojnę jest najpoważniejszą obietnicą jaką jedno państwo może złożyć drugiemu. Takie zobowiązanie powinno być ograniczone do przypadków, w których Amerykanie mają fundamentalny, wręcz witalny interes.
Istnienie Polski nie jest „witalnym interesem” USA. Natomiast przeciwdziałanie powstaniu gospodarczej potęgi na osi Berlin-Moskwa-Pekin – i owszem. To rywalizacja Chin z USA wyznacza sytuację geopolityczną. Budowa nowego „jedwabnego szlaku” może znacząco wzmocnić pozycję Chin. Zaostrzenie konfliktu Rosja – NATO może być największą przeszkodą. Dlatego rację ma prof. Artur Śliwiński, pisząc: Mamy wystarczająco silne dowody, że Polska jest z premedytacją mobilizowana do wojny z Rosją, co stanowi ekstremalne zagrożenie dla naszego bytu narodowego.
Dobrze byłoby, gdyby polscy politycy przestali myśleć w kategoriach amerykańskich, ale przyjęli od Amerykanów ich pragmatyzm: zaangażowanie wojskowe poza granicami kraju trzeba ograniczyć do przypadków, w których Polacy mają fundamentalny, wręcz witalny interes.
Czytaj też: statystyki Zdaniem brytyjskiego think tanku NATO i Rosja szykują się do wojny.