Ostatnie działania Putina zdają się sprzyjać konserwatystom w Polsce i USA. W obu tych krajach sytuacja partii konserwatywnych jest bardzo podobna. Tak jak w Polsce PiS, tak w USA Republikanie (GOP) znaleźli się w ostatnich latach w głębokiej defensywie. W obu przypadkach okazało się, że w kluczowych kwestiach politycznych konserwatyści mieli rację. W obu przypadkach wygląda to na zrządzenie losu, które może przekonać społeczeństwa, aby powierzyć konserwatystom władzę.

 

Republikanie tradycyjnie powiązani z wielkim przemysłem wydobywczym okazali się nagle rzecznikami polityki energetycznej, która jest najlepszą (może jedyną) bronią przeciw agresywnemu Putinowi. Tej okazji Republikanie nie mogli przepuścić, ale chyba zbytnio ich upaja sama możliwość sukcesu. Oni już nie tylko atakują Obamę, ale wręcz przeciwstawiają mu skutecznego i twardego Putina – de facto wychwalając rosyjskiego prezydenta. Obamie dostaje się za to, że był naiwny i swą słabością zachęcił Putina do działania. CNN zarzuca Republikanom hipokryzję, przypominając słynne słowa Busha: Spojrzałem Putinowi głęboko w oczy. Zobaczyłem w nich uczciwego i bezpośredniego człowieka.

 

Bezpardonowy atak na Obamę najkrócej podsumowano na jednym z portali słowami: republikańscy hipokryci atakują Obamę za to, że nie jest takim bandytą jak Putin.

Wydaje się więc, że amerykańscy GOP są zbyt głupi, aby wykorzystać sprzyjające im okoliczności.

 

W Polsce antyrosyjski PiS nagle okazał się wyrazicielem odczuć zdecydowanej większości narodu. W najnowszym numerze „W sieci”, Stanisław Janecki triumfuje: „Premier rządzi prawie siódmy rok, mimo że mylił się we wszystkich ważnych dla Polski sprawach. Rację mieli Jarosław i Lech Kaczyńscy”. Na szczęście tym razem kierownictwo PiS nie daje się ponieść emocjom. Zapewne jest to stan przejściowy, który zakończy się, gdy po raz kolejny, że polskie społeczeństwo kupi Przemianę Tuska (jego kolejne wcielenie okazuje się być mężem stanu).

 

Oczywiście polityki nie da się uprawiać z pozycji krytyka własnego społeczeństwa. Problem w tym, że alternatywą jest albo działanie w imię racji stanu (a to jest przywilejem władz, a nie opozycji), albo wezwanie do takich działań poparte dogłębnym zrozumieniem sytuacji (my wiemy i podpowiadamy, a gdy dojdziemy do władzy – ruszymy z impetem). PiS pisze o swoim programie: „Unikając zadrażnień i niepotrzebnych sporów, powinniśmy przywrócić partnerski charakter stosunków z Niemcami, oparty na zasadach równoprawności i symetrii wzajemnych korzyści. Będziemy także konsekwentnie bronić prawa międzynarodowego i interesu Polski w stosunkach z Rosją, cierpliwie czekając na zmianę nastawienia rosyjskich elit politycznych wobec naszego kraju”.

 

Jak może ocenić to społeczeństwo? Czekać cierpliwie można także w opozycji. Zaś w symetrię między Polską i Niemcami, to może Polacy uwierzą, gdy to Niemcy zaczną przyjeżdżać masowo do nas do pracy.To są zresztą tylko puste słowa, bo w całym programie PiS nie ma żadnych konkretów dotyczących polsko-niemieckich relacji, więc można się obawiać że chodzi o symetrię odwróconych do siebie plecami. Nawiasem mówiąc, jakimś kompletnym nieporozumieniem jest ubolewanie, że Tusk przedkłada dobre stosunki z Niemcami nad dobre stosunki z Francją. Jakie stosunki może mieć konserwatywna partia narodowej godności z socjalistycznym państwem, którego elity nami otwarcie gardzą (nikt już nie pamięta, że według Francuzów mamy siedzieć cicho?). Niemcy są jedynym krajem w Europie, z którym Rosjanie się liczą i zapewne porozumienie rosyjsko-niemieckie zakończy obecny kryzys. Na co w tej sytuacji może liczyć PiS? Na to, że GOP-ki w USA wygrają wybory i nas wesprą?