Były ekspert MFW Barry Eichengreen w tekście „Juan słabnie” próbuje zgadnąć strategię Chin, która kryje się za zmianami na rynku walutowym. Stosuje przy tym myślowe schematy znane z krajów zachodnich i nie potrafi zdecydować, który z nich poprawnie wyjaśnia sytuację.

Dochodzi w końcu do konkluzji, że „Chiny są krajem, którego intencje niełatwo odgadnąć, bo nie działają na podstawie przejrzystych reguł. Obserwatorom bardzo trudno jest zatem stwierdzić, która interpretacja jest prawidłowa”.

Sytuację gospodarki Chin wyjaśnia bliżej inny tekst na tym samym portalu (Projektu Sindicate): „Dwoista Natura Chińskiej Gospodarki”. Tytułowa dwoistość polega na koegzystencji nowoczesnych miast wybrzeża z ubogimi rejonami rolniczymi. Jeśli wskutek rozwoju miast będzie rósł popyt wewnętrzny, to wzrośnie także zapotrzebowanie na żywność i zostaną uruchomione olbrzymie rezerwy tkwiące w rolnictwie.

Te dwa teksty ilustrują zupełnie odmienne sposoby postrzegania świata.

Przedstawiciele stylu myślenia właściwego dla demokracji liberalnych (jak cytowany Barry Eichengreen) patrzą na rzeczywistość przez pryzmat procesów. Konfrontacja zaistniałej sytuacji z postawionymi celami skłania nas do podjęcia jakichś działań. Staramy się przy tym zachowywać racjonalnie i takiej postawy doszukujemy się u innych.

Ludzie wschodu myślą najwyraźniej inaczej. To nie procesy są pierwotnym obszarem ich zainteresowania, ale struktury. Sytuacja na którą muszą reagować nie jest wynikiem przypadku, ale faktem historycznym. Potrzebna jest więc refleksja nad przeszłością i wybieganie w przyszłość. Można podjąć działania w reakcji na bieżącą sytuację, ale można też działać z myślą o dokonaniu zmiany rzeczywistości.

To jest zrozumiałe i wyjaśnia pewne procesy historyczne.

Polacy tymczasem nie myślą ani o tym, jak osiągnąć najwięcej korzyści z obecnej sytuacji, ani o tym, jak zmieniać rzeczywistość. Oni kierują się wartościami i emocjami.

Przykładem może być dzisiejsza dyskusja w PR1 na temat Ukrainy. Prowadzący dziennikarz przytoczył zapytanie słuchacza: czy Polska zbyt dużo nie straci na swym zaangażowaniu? Dariusz Rossati, który był jednym z uczestników dyskusji odparł na to: nie – bo zachowaliśmy zimną krew i udało się nam nie wyjść przed szereg. Zmobilizowaliśmy całą Europę i nie występowaliśmy samotnie.

Putin się nie pogniewa, bo chcemy dobrze i nie wyszliśmy przed szereg. Co z tego wynika? Ano nic. Możemy mieć nadzieję, że jak będziemy grzeczni, to nas miś zostawi w spokoju. W innym zaś wariancie – jak będziemy grzeczni, to nasi sojusznicy obronią nas przed misiem.

 

tekst powstał na podstawie wpisu na blogu Jerzego Wawro