Jeden z najbogatszych ludzi w USA, Nick Hanauer (jak sam mówi - należy do 0,01% uprzywilejowanych) rozważa problem rosnących nierówności.

 

Problemem nie są same nierówności, ale ich wysokość. Przepaść między bogatymi a biednymi pogłębia się coraz szybciej. W roku 1980 1% najbogatszych przejmowało 8% dochodu narodowego USA, a udziałem 50% najbiedniejszych było 18%PKB. Dzisiaj jest to odpowiednio 20% i tylko 12%! Wskutek tego społeczeństwo kapitalistyczne przekształca się w społeczeństwo feudalne.
Nick Hanauer uważa, że ten system nie ma szans przetrwać. Nie ma bowiem przykładów w historii ludzkości, w których takie nierówności byłyby trwałe. Efektem może być albo państwo policyjne albo rewolucja. Wielu ludzi myśli, że Ameryka jest wyjątkowa także pod tym względem. Ale to nieprawda.


 

Tą opinię potwierdza analiza opublikowana przez businessinsider.com.

Autor rozprawia się przy okazji z popularnym mitem, który ma uzasadniać tolerancję dal bezgranicznej chciwości: „bogaci tworzą miejsca pracy”.

 

Tezę tą porównuje do tezy, że nasiona tworzą drzewa. Nasiona jedynie zaczynają wzrost drzew. Ale do wzrostu jest potrzebna żyzna gleba, słońce, woda, atmosfera itd..

 

Analogicznie miejsca pracy tworzą głównie klienci przedsiębiorstw. A więc amerykańska klasa średnia. Dlatego ubożenie tej klasy wpływa wprost na bezrobocie, pogłębiając problem rozwarstwienia.

 

Udział wynagrodzeń w PKB drastycznie się obniżył:

 

 

 

 

Z polskiej perspektywy możemy się cieszyć, że u nas ten problem jeszcze nie jest tak wielki, ale obawy budzi zapał z jakim podążamy amerykańską ścieżką.