Nie ma obecnie bardziej ekscytującej rozrywki, niż śledzenie zmian kursów rubla. Zwłaszcza, gdy ktoś postawił w tej grze miliony (lub miliardy). W jednej chwili może stracić lub zyskać fortunę. Dzisiaj kurs rubla do dolara wahał się od 60 do 72 (można było więc w jeden dzień zarobić lub stracić ponad 10%). Ostatecznie pod koniec dnia kurs osiągnął około 65 rubli za dolara.

Dla ludzi nie lubiących hazardu pozostaje równie emocjonujące śledzenie pierwszej wojny o zasięgu światowym, ery elektronicznej. Nikt już nawet nie udaje, że siła waluty odzwierciedla siłę gospodarki, a dobrobyt zależy od codziennego wysiłku obywateli. Tak zwane „rynki walutowe” stały się areną wojny i tak jak w klasycznej wojnie liczy się tylko to, kto wygra. Wygrany napisze kiedyś swoją wersję wydarzeń i będzie stanowił reguły nowego „sprawiedliwego” (jak zwykle) porządku.

Doniesienia z frontu można podzielić – jak w każdej wojnie – na relacje i propagandę. W Polsce dominuje propaganda, ale od zdarzeń na froncie nie można zupełnie abstrahować. Dowiadujemy się więc, że dziennikarz "Wall Street Journal" pyta: "czy jest lepszy moment na wywarcie presji na (prezydenta) Władimira Putina"? Obama odpowiada: nowe sankcje będą wprowadzone do piątku.

Gdy ogłoszono pierwsze sankcje – większość ludzi uznało je za śmieszne. Bo niby co ma wynikać z tego, że jakiś rosyjski polityk nie ma prawa wjazdu do USA? Jednak w tym nie ma nic śmiesznego. To piętno oznaczające, że USA ich nie lubi. Stąd psychologiczne efekty opisywane w niemieckiej prasie: „Ponowne zaostrzenie sankcji w lipcu wywarło w rzeczywistości znacznie większy wpływ na bieg spraw niż oczekiwano [...]. Dało to o sobie znać w postaci zwiększenia nacisku na pewne banki, ale przede wszystkim odbiło się na całej gospodarce Rosji. Uciekli inwestorzy, zaczęło brakować dopływu świeżego kapitału”. Najnowszy przykład ucieczki, to firma Apple (ponoć nie umieją sobie poradzić ze skalkulowaniem cen przy szybko zmieniających się kursach wymiany).

 

Ta rozgrywka jest ważna dla Polski, choćby dlatego, że powinna nam uświadomić jak łatwo bardzo bezbronne jest nasze państwo. W cytowanym artykule można znaleźć opinię Folkera Hellmeyera, naczelnego analityka bremeńskiego Landesbanku: mimo drastycznego spadku kursu rubla, gospodarcze położenie Rosji wcale nie jest złe i "na pewno nie przypomina tego z roku 1998". - Rosja ma trzecie co do wielkości rezerwy dewizowe na świecie wynoszące obecnie 420 mld dolarów [...]. Dla porównania: rezerwy USA wynoszą 120, a UE 220 mld. Rosja ma ponadto nadwyżkę budżetową w wysokości 1,5 procent PKB, podczas gdy w Niemczech wskaźnik ten wynosi zero, a w USA minus 5,5 procent, a dług państwowy Rosji wynosi zaledwie 13 procent jej PKB. Dług Niemiec to 77 procent, a USA aż 108 procent.

 

W tej sytuacji wypada przyznać, że istnieje przynajmniej jeden sensowny argument za przyjęciem euro. Skoro można tak skutecznie atakować rubla, to można także złotówkę. Z atakiem na euro może być trochę trudniej.

 

Na koniec refleksja na temat Rosjan - z tego samego artykułu na temat: Część Rosjan zareagowała na załamanie się kursu rubla panicznymi zakupami sprzętu elektronicznego, mebli, a nawet samochodów w nadziei, że ucieczka w dobra trwałego użytku uratuje ich oszczędności. Działają tak pod wpływem doświadczenia z ostatnich 25 lat, kiedy na inflacji i wahaniach kursów walut najmniej stracili ci, którzy "mieli w garści coś konkretnego, co później można było korzystnie sprzedać", twierdzi ekspert gospodarczy Igor Nikołajew z firmy konsultingowej FBK. "Pod tym względem różnią się od społeczeństw zachodnich krajów uprzemysłowionych, którzy reagują na kryzys ograniczeniem wydatków i oszczędzaniem na wszystkim, co możliwe", dodaje.

Pomijając konwencję paniki i strachu, panującą w zachodnich mediach, dla Polaków taki opis nie jest czymś dziwnym. Kiedyś w okresie kryzysu z 2008 roku dziennikarz spytał jakąś starszą mieszkankę Moskwy: co będzie, gdy kryzys uderzy w Rosję? Odpowiedź: nic – najwyżej wrócimy na wieś i będziemy jeść kartofle. Póki Rosjanie wierzą w to, że USA jest agresorem, zagrażającym matuszce Rosji, pomysł by podburzyć ich przeciw Putinowi sankcjami jest równie idiotyczny jak uzbrajanie umiarkowanych islamistów przeciw mniej umiarkowanym (w ocenie specjalistów z CIA).

 

 

Atak na rosyjską walutę nie byłby tak skuteczny, gdyby nie odpowiednio niskie ceny ropy. Amerykańscy eksperci zastanawiają się nad strategią Arabii Saudyjskiej, która ma największy wpływ na kształtowanie cen ropy. Rozważane są różne możliwe motywy działania szejków. Pierwszy to chęć wypchnięcia z rynku amerykańskich producentów ropy z łupków. Obecna cena jest bowiem na granicy opłacalności. Jednak rozwój technologii pozwala na stałe obniżanie kosztów. Inną możliwą strategią jest regionalna rywalizacja z Rosją i Iranem. Jednak tu także pojawiają się wątpliwości, gdyż duże rezerwy tych krajów sprawiają, że niska cena ropy zbytnio im nie szkodzi. W Rosji mamy jak na razie jedynie kryzys finansowy, ale nie można mówić o kryzysie gospodarczym (fiskalnym).

Najciekawszym zagadnieniem w tej rozgrywce jest to, a jaki sposób polityka wpływa na wolny (ponoć) rynek. W przypadku Rosji sprawa jest prosta, gdyż państwo ma udziały w najważniejszych podmiotach gospodarczych. W jaki sposób udaje się skłonić do określonych działań prywatne podmioty? Czy jest to jedynie wytwarzanie presji politycznej, czy też mamy do czynienia z jakimiś zakulisowymi uzgodnieniami?