Podsumowując rok 2014 Rafał Ziemkiewicz stwierdził, że dowiedzieliśmy się w nim o tym, że nie istnieje w Polsce opinia publiczna. Władza można w związku z tym robić co się jej podoba. Nawet ewidentne przestępstwa uchodzą jej na sucho. Dziennikarz miał na myśli aferę podsłuchową. Ale problem jest o wiele poważniejszy. Władza bez pytania o zgodę obywateli wybrała bizantyjski model rozwoju i konsekwentnie go realizuje. Model ten opiera się na podporządkowaniu obywateli państwu. Dobrobyt zaś zależy od pozycji w budowanej strukturze. Aktywność gospodarcza koncentruje się na wielkich inwestycjach. Starsi ludzie pamiętają takie działania w okresie komunizmu. Młodsi doświadczają na własnej skórze.
Oto kilka projektów „cywilizacyjnych”, które realizuje obecnie władza bez pytania społeczeństwa o zdanie:
1. Elektrownia jądrowa. PGE EJ1 to spółka celowa, powołana do budowy i eksploatacji elektrowni jądrowej. Utworzyła ją PGE, ale po 10 proc. udziałów będą w niej miały Tauron, Enea i KGHM. W 2015 r. PGE EJ1 planuje rozpocząć postępowanie zintegrowane – rodzaj złożonego przetargu, w którym ma być wyłonione konsorcjum firm, które będzie odpowiedzialne m.in. za wybór technologii, budowę, uruchomienie i finansowanie budowy elektrowni.
Zgodnie z obecnym harmonogramem projektu i planami rządu, przetarg powinien być rozstrzygnięty do końca 2016 r., a w 2017 r. rząd powinien formalnie podjąć zasadniczą decyzję co do budowy elektrowni jądrowej. Właściwa budowa pierwszego bloku powinna ruszyć w 2020 r., a do końca 2024 r. miałby on zostać oddany do eksploatacji.
2. Program kosmiczny. (Chyba największą jego zaletą jest to, że ułatwi „absorpcję” unijnej pomocy bez porzucania bizancjum.
3. Modernizacja armii. Nie ma żadnej debaty na ten temat. Tylko ktoś taki jak minister od grubasów może sobie roić, że przy tej okazji nastąpi wielki rozwój polskiej nauki.
Społeczeństwo nie jest też informowane o wydarzeniach, które mogłyby podważyć sens budowy bizancjum. Nie wspomina się więc o tym, że donoszą, że po awarii elektrowni jądrowej na Ukrainie wzrost radiacji 16,3 razy przekroczył dopuszczalne normy (zob. http://www.zerohedge.com/news/2014-12-30/ukraine-hiding-huge-radiation-leak-largest-nuclear-power-plant-europe). Także o tym, że traktat o wolnym handlu zmierza szczęśliwie do finału można przeczytać na amerykańskich portalach, ale nie w polskiej prasie. Polskie media nie poświęcają temu uwagi, dbając jedynie po podsycanie wojny polsko-polskiej. Ta wojna ma znaczenie kluczowe. Bo po jednej stronie są lemingi, dla których ważne jest jedynie aby było fun i cool. Po drugiej zaś automatycznie ustawiani są wszyscy, którzy chcieliby zmiany obecnej polityki. Z miejsca okazują się malkontentami i wichrzycielami. Efektem jest bierność społeczeństwa.
O tym jaką siłę stanowi opinia publiczna mogliśmy przekonać się przy okazji protestów przeciw ACTA. Jeszcze lepszym (choć mało znanym) przykładem jest projekt INSPIRE: INfrastructure for SPatial InfoRmation in Europe (Infrastruktura Informacji Przestrzennej w Europie). Oto fragment listu z 2006 roku (Walka o publiczny dostęp do gromadzonych danych kartograficznych):
Dane geograficzne, geodezyjne i kartograficzne mają ogromne znaczenie, gdyż szacunkowo 80% wszystkich gromadzonych przez rząd informacji zawiera elementy danych przestrzennych i geograficznych potrzebnych dla ochrony środowiska, spisów, rozwoju transportu oraz wielu innych. Równocześnie gromadzone przez Państwa Członkowskie Unii dane geograficzne są dobrem publicznym i wiele studiów dowodzi, że ich swobodne udostępnienie jest jedynym sposobem pełnego wykorzystania ich społęcznego i ekonomicznego potencjału dla rozwoju Europy.
Wbrew tej prawdzie w trakcie prac nad projektem dyrektywy INSPIRE wsprowadzono do niej serię poprawek ograniczających i utrudniających społeczeństwu nie tylko dostęp do zgromadzonych na koszt publiczny danych geograficznych i zapoznanie się z nimi, a nawet dowiedzenie się o ich istnieniu. Pierwotne stanowisko Rady Europy nie tylko nie promuje publicznego dostępu do informacji geograficznej, ale wręcz niesie ryzyko zupełnie odwrotnych skutków wprowadzenia dyrektywy.
Efekt protestów, których częścią był wspomniany list opisuje Jerzy Gaździcki z Polskiego Towarzystwa Informacji Przestrzennej („STANDARDY OTWARTE W GEOMATYCE”): Zapewnione jest szerokie opiniowanie przez liczne międzynarodowe i krajowe środowiska zawodowe (Spatial Data Interest Communities) oraz instytucje państwowe (LMO). Zapewnia się również nieodpłatny dostęp do wszelkich dokumentów, a żadne ograniczenia z tytułu własności intelektualnej nie są wprowadzane.
Na koniec krótki fragment druzgocącego wywiadu z Maththew Tyrmandem, w którym amerykański ekonomista polskiego pochodzenia opowiada w jaki sposób urabiana jest tak zwana "opinia społeczna" w Polsce:
Rządząca Polską mafia umiejętnie manipuluje mediami, także zagranicznymi, by wyrobić sobie pozytywny wizerunek. Na dodatek niektórzy z jej członków wyrośli w mediach, w opozycyjnych mediach. Weźmy choćby takiego Sikorskiego. Spędził niegdyś sporo czasu w Waszyngtonie. Wykładał w Cato Institute, libertariańskim think tanku i mają tam o nim do dziś bardzo dobre mniemanie, bo nie mają pojęcia o aferach, w które był zamieszany w ostatnich latach. Uważają go za antykomunistycznego ideologa, usytuowanego zdecydowanie na prawo od centrum. Kiedy im więc mówię, że stał się skorumpowanym oszustem, jego żona zresztą nie jest żadną dziennikarką, tylko propagandystką, są zdziwieni i pytają: „dlaczego ja nic o tym nie wiedziałem?”. Bo polski rząd ma swoich ludzi w zagranicznych mediach, którzy dbają o to, by propagandowy przekaz także i tam się zgadzał. Weźmy choćby brytyjski tygodnik „The Economist”. Czytałem tam więcej głupot o Polsce w ciągu ostatniego roku, niż byłem sobie w stanie w najśmielszych snach wyobrazić. Zero faktów, zero liczb, zamiast tego długie na kilometry brednie polityków PO. Oni od początku grali swoimi zagranicznymi koneksjami i tak było też w mijającym roku.