Ameryka, to kraj spełniających się marzeń. Marzeń o dobrobycie, który jest na wyciągnięcie ręki. Co prawda w 20087 roku nastąpił wielki kryzys, ale od tamtej pory gospodarka odbudowuje swoją potęgę. Świadczy o tym silny dolar, wzrosty na giełdzie i niskie stopy procentowe. Paul Craig Roberts nazywa te opowieści bajką, która skłania bezrobotnych Amerykanów do obwiniania za ten los siebie, a nie gospodarki.
Oficjalne dane o gospodarce amerykańskiej nie są złe. Według opublikowanej właśnie w The Economist analizy, gospodarka USA kwitnie. W ciągu trzech miesięcy – do stycznia, powstało ponad 1 mln nowych miejsc pracy. To najlepszy wynik od 1997 roku. Wskaźnik bezrobocia 5,7% jest jednym najniższych wśród krajów OECD. Jednak stopa bezrobocia jest wciąż o jeden punkt procentowy wyższa niż przed recesją. Wyższa jest też liczba Amerykanów, którzy muszą pracować w niepełnym wymiarze godzin.
Gospodarka mierzona PKB rozwijała się w czwartym kwartale 2014 w tempie 2,2%. Pesymiści wskazują na to, że latach 90-tych wzrost wynosił średnio to około 4% rocznie. Spadek cen energii spowodował deflację (0,1%).
Dużym zaskoczeniem jest ostatni odczyt Chicago Purchasing Managers Index (wskaźnik aktywności finansowej). Wyniósł on w lutym jedynie 45,8, co wskazuje na spadek optymizmu w sektorze produkcji na Środkowym Zachodzie - po raz pierwszy od kwietnia 2013 (wartość powyżej 50 oznaczają ekspansję). Obecna wartość jest najniższa od lipca 2009 roku. Oczekiwano wartości 58, gdyż w poprzednim miesiącu wyniósł on aż 59,4. Analitycy winią za ten spadek warunki atmosferyczne (sroga zima), choć w ubiegłym roku „zima stulecia” spowodowała tylko niewielki spadek.
Wykres PMI z 27 lutego 2015:
We wspomnianym na wstępie artykule Paul Craig Roberts wskazuje on na to, że realny dochód gospodarstw domowych nie rośnie od lat i jest poniżej poziomu z roku 1970. Od 6 lat nie jest notowany realny wzrost sprzedaży detalicznej. Produkcja przemysłowa, pozostaje znacznie poniżej poziomu sprzed recesji.
Były doradca ekonomiczny Reagana wskazuje na błędy polityki ekonomicznej. Jego zdaniem problemu zadłużenia nie można rozwiązać poprzez próby ściągania długów za wszelką cenę (jak w Grecji). Prowadzi to do załamania gospodarczego.
Najgorsza jest jednak globalizacja. Państwa zostały przekonane, że jeśli nie będą aktywną częścią globalnej gospodarki, to zginą. Jest zaś dokładnie odwrotnie. Globalizacja dotknęła przede wszystkim w amerykańską klasę średnią, pozbawiając ją milionów miejsc pracy. Absolwenci uczelni wracają do domu, aby mieszkać z rodzicami – nie stać ich na samodzielne mieszkanie, a czasem nawet na samochód. Wielu Amerykanów pracuje w niepełnym wymiarze godzin.
Globalizacja niszczy również "gospodarki wschodzące". Powoduje niszczenie opartych na rolnictwie gospodarek i staje się źródłem niestabilności politycznej. Globalizacja, tak jak neoliberalna ekonomia, jest narzędziem imperializmu gospodarczego. Pracownicy są eksploatowani, a narody, kultury i społeczeństwa są niszczone. Ale propaganda jest tak potężna, że ludzie akceptują własną zagładę.