Sejm uchwalił ustawę inicjującą program wsparcia rodzin 500+. Przeciw niemu wypowiedzieli się już chyba wszyscy – od prawa do lewa. Na prawicy martwią się, czy dzieci wychowane przy wsparciu państwa będą miały za co kochać rodziców. Na lewicy płaczą, że miało być równo, a przecież nie każdy jest dzieckiem – a tym bardziej drugim. Tak zwani „ekonomiści” martwią się, że to zrujnuje budżet, albo doprowadzi do wzrostu podatków i/lub zadłużenia. Liberałowie z bolszewicką pryncypialnością piętnują socjalizm. Petru płacze, że program realizuje partia, która się „nie zna” na gospodarce (bo „zna się” tylko on i jego mentor Balcerowicz – to znaczy on zna Balcerowicza, a Balcerowicz zna kogoś, kto się zna na gospodarce ;-)). Klasą dla siebie jest oczywiście partia ludzi zmodernizowanych, która jest za a nawet przeciw. Byli przeciw z powodu zagrożenia dla budżetu, ale wajchowy rozesłał SMS z nową „mądrością etapu” i są przeciw z powodu zbyt małych kosztów dla budżetu. Teraz domagają się kilka razy droższego programu obejmującego wszystkie dzieci. Wysłali nawet do Prezydenta żądanie, by zawetował tą niesprawiedliwość (to nie żart). Spytana o to przez telewizyjnego dziennikarza przedstawicielka PO z rozbrajającą szczerością odparła: zmieniła się sytuacja. Niestety zmieniła się także w telewizji (kto wcześniej słyszał, by się dopytywać „eliciarzy” miast kontemplować ich mądrości?) i dziennikarz drążył dalej: na czym polega ta zmiana? Na tym, że były wybory i społeczeństwo się opowiedziało za tego typu programami. Patrzcie no – ledwo minęło trzy miesiące od porażki, a do nich dotarło, że były wybory!!! Może w tej sytuacji przestaną się bawić w Targowicę 2.0 (żart)?
Do tej kolekcji „argumentów” można by dodać jeszcze kilka opartych na schemacie: żeby dać, to trzeba komuś wziąć. Niekoniecznie rodzinom (jak uważają libertarianie). Dadzą na dzieci, to może braknąć na „naukę” i niejaki Majcherek nadal będzie dorabiał wypisując niesłychane brednie w Gazecie Wyborczej. Jeszcze ktoś uwierzy w te krakowskie mądrości i zrobi nam komunę na jaką Bierut by się nie ważył. Może też braknąć na „sztukę”. Teatr Powszechny nie będzie miał za co drukować biletów dla „par jednopłciowych” (co ci zboczeńcy jeszcze nie wymyślą?) - nastąpi więc kompletne zdziczenie, wykluczą nas z UE (może nawet z ONZ), a Niemcy sprzedadzą nas Putinowi – bo on też nie lubi „kochających inaczej”. Pieniędzy, które trafią do polskich dzieci może też braknąć dla naszego dzielnego wojska, które pod wodzą Antoniego Macierewicza szykuje się do wojny z „Daesh”.
A tak na poważnie – to ten program jest odważnym eksperymentem, który ma szansę się powieść. Odwaga polega na tym, że rządzący liczą na zmiany, które w obecnej chwili wcale nie są pewne. Podobny eksperyment przeprowadzono w roku 2007 obniżając składkę rentową i likwidując podatek od spadków i darowizn dla najbliższej rodziny. Zgodnie z oczekiwaniami wpływy z podatków wcale nie zmalały - ale wynik nie jest jednoznaczny, gdyż wkrótce nastąpił światowy kryzys. Teraz efekt musi być jednoznaczny i znaczący: pieniądze wpompowane do gospodarki za pośrednictwem rodzin powinny wywołać efekt ożywienia i wzrostu. Nie wystarczą jakieś kosmetyczne zmiany. Potrzebny jest przełom na miarę roku 1989. Czy to jest możliwe?
Czego nie mówią ekonomiści – choć powinni?
1. Polityka gospodarcza państwa nigdy nie ogranicza się do redystrybucji podatków. Wraz ze strumieniem pieniędzy przekazywana jest ważna informacja o priorytetach i oczekiwanych postawach. To dlatego na przykład gospodarczy program premiera Japonii zawiera wezwanie by być dumnym z bycia Japończykiem. Program 500+ także zawiera takie jasne przesłanie: jesteśmy wspólnotą. Wspólnota troszczy się o swych członków w poczuciu solidarności (także międzypokoleniowej). Z jednej strony nie pozwalamy więc, by sądy odbierały rodzicom dzieci z powodu biedy, a z drugiej troszczymy się o ich ekonomiczne bezpieczeństwo. To należy podkreślić: my się troszczymy – nie rząd i nie PiS.
2. Jakie konkretnie znaczenie ekonomiczne ma wspomniana wyżej informacja? Aby to zrozumieć, należy wziąć pod uwagę to, co podkreślają przedstawiciele rządu: ten program nie ma charakteru socjalnego wsparcia (choć zawiera takie elementy). Działać ma tak, jak każde zmniejszenie obciążeń podatkowych (można go traktować jako ryczałtowy zwrot podatku zapłaconego przez rodziny wielodzietne): ma pobudzić aktywność gospodarczą. Dedykowany charakter programu sprawia, że równocześnie preferowane są pewne obszary aktywności. Oczekujemy wzrostu gospodarczego związanego z podniesieniem poziomu życia społeczeństwa. To jest idea, która została wpisana do Konstytucji jako „społeczna gospodarka rynkowa” i nareszcie ktoś ją potraktował na poważnie.
3. Wydawanie pieniędzy przez rodziców wiąże się z ich troską o dzieci. To bardzo ważne. Rodziny bywają różne i różna bywa ich materialna sytuacja. Czasem poziom biedy jest taki, że te 500 złotych pójdzie po prostu na jedzenie lub zapewnienie, by dziecko nie czuło się gorsze wśród rówieśników. Jeśli jednak rodzina jako tako sobie radzi, to troskliwy rodzic nie przeznaczy pieniędzy otrzymanych „na dziecko” na pustą konsumpcję. Może je przeznaczyć na oszczędności (jak polisy posagowe), które ułatwią dziecku start w dorosłość, co wpłynie na ożywienie rynku usług finansowych i zrekompensuje częściowo sektorowi finansowemu wyższe opodatkowanie (przy okazji nieco ich „prostując”). Rodzina może też przeznaczyć te pieniądze na finansowanie pracy solidarnej (jak samokształcenie, sport i profilaktyka zdrowotna etc…) - co może spowodować rozwój tej gałęzi gospodarki.
4. Liberalna ekonomia koncentruje się na zarabianiu pieniędzy. A przecież równie ważne jest ich roztropne wydawanie. Program 500+ to zmiana perspektywy. On jest zbyt mały, aby sam w sobie generował drastyczne zmiany. Pozwoli jednak dostrzec to, czego dotąd próżno szukamy: drogę ucieczki z pułapki średniego rozwoju. Jest to wyraźny sygnał dla biznesu, że na znaczeniu zyskuje idea wartości wspólnej (rozwój społeczeństwa to lepsze warunki dla biznesu). Otwiera się perspektywa dla rozwoju nie opartego na taniej sile roboczej. Jeśli porównamy strukturę PKB Polski i Niemiec, to widzimy obszary jakie nas naprawdę dzielą: usługi takie jak edukacja, czy komunikacja to już 1,5 raza więcej. Na rekreację i usługi publiczne Niemcy płacą dwukrotnie więcej. Na zdrowie – trzykrotnie. Inwestycje w dobra trwałe to 4,5 razy więcej na jednego Niemca niż na jednego Polaka. Zasadne jest pytanie: więcej wydają w tych obszarach, bo lepiej zarabiają, czy też wyższe są zarobki, bo więcej wydają na świadczone na rzecz społeczeństwa usługi? Program PiS to także sygnał: spróbujmy wydać więcej i zobaczmy co się stanie. Do niedawna ci co się „znają” próbowali wydać więcej na autostrady i efekty nie były piorunujące (jeśli nie liczyć piorunującego wzrostu zadłużenia i równie szokującego wsparcia dla prywatnego biznesu Jana Kulczyka – czym zresztą nie zdążył się nacieszyć). Może więc warto spróbować innej drogi?
5. Wbrew temu co się roi nadwiślańskim „ekonomistom” finanse państwa to nie jest tylko system redystrybucji podatków. Nawet najprostszy biznes generuje wpływy środków z różnych źródeł i wydatki nie związane wprost z przychodami. Trudno jest jednoznacznie powiązać ze sobą różne strumienie pieniędzy. W skali państwa możemy na przykład przedstawić podatek dochodowy jako składkę na rzecz obsługi zadłużenia, jako haracz na utrzymanie państwowej administracji, albo jako źródło finansowania „socjału”. Mówienie o tym, że musimy opodatkować banki, aby mieć na program 500+ jest więc dużym uproszczeniem. Musimy osiągnąć pewne parametry finansowe, a wydatki na 500+ są wyłącznie jednym z uwarunkowań. „Ekonomiści” rwą włosy z głowy - bo to ich zdaniem „wydatek sztywny” i przez to niebezpieczny. Tymczasem w gospodarce parametry które są „sztywne” wpływają na stabilizację systemu. Oczywiście ten system musi jeszcze być zrównoważony. Obrazowo to przedstawiając ciężki samochód porusza się w sposób bardziej stabilny, ale jeśli kierowcy brak na paliwo, to daleko nie zajedzie. Dla stabilizacji tworzonego systemu konieczne jest zbilansowanie przepływów pieniężnych. To można osiągnąć na wiele sposobów i rząd ma co najmniej kilka miesięcy na znalezienie optymalnej strategii. Może warto w tym kontekście wziąć pod uwagę fakt, że sama wielkość renty menniczej (senioratu) przekracza wydatki na program 500+ (a przecież to nawet nie jest pełne odzyskanie suwerenności monetarnej). Do tej pory wprowadzanie pieniądza do obrotu wiąże się z zakupem papierów wartościowych, co zwiększa rezerwy walutowe i finansuje obce gospodarki. Już nawet Prezes Belka z ministrami PO przy ośmiorniczkach uzgodnili, że można te pieniądze spożytkować lepiej. Ich zdaniem „lepiej” oznaczało „ratujmy władzę miłościwie nam panującej Partii”. Skoro jednak ten cel stał się nieaktualny…..
„Dobra zmiana” ma polegać na tym, że władza działa z myślą o społeczeństwie a nie tylko z myślą o zachowaniu władzy. Zamiast więc krytykować i biadolić, trzymajmy kciuki, aby się udało: damy radę :-)