Wicepremier Morawiecki zaprezentował swój plan ożywienia gospodarczego. Na razie znamy diagnozę stanu obecnego i zasady dalszego rozwoju.
Najważniejsza zmiana to odejście od idei rozwoju polaryzacyjno-dyfuzyjnego na rzecz rozwoju zrównoważonego – zarówno w sensie terytorialnym jak i społecznym. Zwiększyć ma się innowacyjność ale równocześnie "strategia rozwoju ma służyć mieszkańcom".
Z bardziej konkretnych zapowiedzi można wymienić zmianę prawa zamówień publicznych oraz utworzenie mechanizmów finansowania rozwoju, nawiązującego do znanego z kampanii wyborczej PiS hasła „bilion na inwestycje”. Ma powstać Polski Fundusz Rozwoju, „którego celami są wzmocnienie polskiego kapitału oraz wzrost innowacyjności polskich firm, by były konkurencyjne na rynkach zagranicznych”.
Oczywiście rząd mający tak ambitne i odważne cele prospołeczne może liczyć na wsparcie merytoryczne polskiej nauki, a ekonomii w szczególności. Już wkrótce można się spodziewać szeregu konferencji, publikacji, analiz i życzliwej krytyki.
Powyższe dwa zdania to niestety żart. Poziom krytyki rządu wyznaczył profesor Ryszard Bugaj - biadolący, że „500 zł może pójść na wódkę” (skoro już nie jest w NRR to może znajdzie jeszcze dwóch chętnych i wzorem trojek robotniczo-chłopskich ruszy w teren tropić ochlaptusów). Wspomniane hasło wielkiego wzrostu inwestycji zostało wyśmiane przez media już dawno. Po krytykę z kampanii wyborczej sięgnęła telewizja WSI24, przypominając: Zdaniem części ekonomistów taki mechanizm to powrót do gospodarki centralnie planowanej, ponieważ NBP straciłby wpływ na poziom stóp procentowych. Chodzi o mechanizm zwiększania płynności banków, wzorowany na działaniach EBC, który zresztą nie pojawia się w cytowanym omówieniu PAP („Plan Morawieckiego: ponad bilion zł na inwestycje w najbliższych latach”).
Wbrew pozorom przyjęcie przez „elity” roli piątej kolumny nie jest złą wiadomością. Oni i tak nie wnieśliby nic konstruktywnego. Są jednak mistrzami w stwarzaniu pozorów i wyszukiwaniu nieprzezwyciężonych trudności.
Obserwowana otwartość rządu na krytykę pozwala mieć nadzieję, że ostateczna wersja programu będzie mimo wszystko bardziej przystawać do polskich realiów. Bowiem wbrew pozorom znaczący wzrost ilości pieniędzy na inwestycje może utrudnić rozwój. O duże pieniądze walczą duże firmy, które wyspecjalizowały się w zdobywaniu funduszy, ale niekoniecznie potrafią je optymalnie spożytkować. Nadal też poza uwagą rządzących pozostają olbrzymie rezerwy tkwiące w obszarze pracy solidarnej. Nie ma też mowy o działaniach, które prowadziłyby do naszej monetarnej suwerenności.