Wczoraj sam Steve Forbes zajął się polską „reformą” w artykule „Polands Piggish Pols -- They're Not Alone”. W Polsce oględnie przetłumaczono to jako „Pazerni polscy politycy”.

 

Przykro patrzeć, jak ten niszczący od kilku lat nasze państwo rząd chyli się ku upadkowi bynajmniej nie dlatego, że społeczeństwo otrzeźwiało, tylko dlatego że naraził się bankierom.

Istotę reformy emerytalnej z 1999 roku łatwo zrozumieć na prostej analogii. Gdy małżeństwo przywołuje na ten świat potomka, zobowiązuje się do jego utrzymania do pełnoletności. To nie są małe koszty. Minimum jakieś 100 tys zł. Aby dzieciom zapewnić utrzymanie – niezależnie od bieżącej kondycji rodziców, mogliby oni założyć odpowiedni fundusz, zaciągając w bankach kredyt. A od tego kredytu banki będą sobie pobierać niemałe odsetki. Nikt rozsądny czegoś takiego nie zrobi – chyba że pod przymusem. Ale my jako społeczeństwo to właśnie zrobiliśmy w 1999 roku (tyle, że w odniesieniu do rodziców, a nie dzieci).

Pan Forbes zapewne nie jest idiotą i doskonale to rozumie. Po co więc udaje to zatroskanie o polskie społeczeństwo? Po co sięga po argumenty (porównanie do Stalina), które są godne jakiegoś pieniacza, a nie szacownego redaktora? To są oczywiście retoryczne pytania......