W „Rzeczpospolitej” artykuł Łukasza Pokrywki „Umowa USA-UE to szansa dla Polski”. Treść niezbyt pasująca do tytułu.  Ewentualne korzyści są bowiem wątpliwe, a straty wielce prawdopodobne Niewątpliwie motoryzacja – największa lokomotywa naszego eksportu – będzie narażona na nierówną walkę z subsydiowaną konkurencją z USA. W dodatku polskie firmy są z reguły częściami międzynarodowych koncernów, dla których decyzja o – na przykład – wyprowadzeniu z Polski fabryki ze względu na wzrost kosztów pracy lub energii elektrycznej nie będzie problemem. Ta ostatnia zmienna jest szczególnie istotna, możemy zaobserwować bowiem ogromne dysproporcje w kosztach energii po obu stronach Atlantyku. Ceny energii elektrycznej zarówno dla przemysłu, jak i dla gospodarstw domowych są w Polsce o 70 proc. wyższe niż w USA. Nasze energochłonne przemysły: maszynowy, chemiczny i papierniczy, borykają się też z nieproporcjonalnie wysoką ceną gazu ziemnego. W porównaniu z USA koszty te są wyższe aż o 119 proc.!

A gdzie te korzyści?

W Niemczech! Serio (kto nie wierzy, niech czyta).

Gdyby tekst miał być żartem, za najlepszy dowcip należałoby uznać to: „Priorytetem dla polskiej dyplomacji gospodarczej powinno być oddziaływanie różnymi kanałami na proces negocjacji tak, aby polscy przedsiębiorcy mogli skorzystać na TTIP, a czynniki ryzyka dla wrażliwych sektorów były ograniczone”.

Ciekawe jest także to, że autor uważa, że trudno wskazać wrażliwe z punktu widzenia Polski tematy. Ciekawe na przykład, czy jeszcze ktoś poza nim uważa, że te negocjacje nie będą kolejną próbą przeforsowania amerykańskich uregulowań dotyczących praw autorskich?