W przestrzeni medialnej dominują pochopne wnioski i nierozważne opinie. Coraz trudniej o rzetelną informację. Szczególnie problem ten dotyczy tekstów o gospodarce. Strach przed samodzielnym myśleniem powoduje, że autorzy starają się trzymać głównego nurtu, jaki został wypracowany w ramach liberalnego paradygmatu współczesnej ekonomii. Tymczasem gołym okiem widać, że trwający kryzys sięga samych fundamentów ekonomii. Należałoby więc podjąć rzeczową debatę na ten temat. Zamiast tego mamy propagandę i puste slogany. Najgorsze jest jednak to, że brak jakiejkolwiek refleksji, nawet gdy okazuje się jak bardzo ekonomiści mylili się w swych sądach. Jak mamy ufać w to, że oni w ogóle wiedzą co robią?
Dobrym przykładem może być trwająca od kilku lat jednomyślność w kwestii nieuchronności bankructwa Grecji i związanym z tym upadkiem projektu „euro”. W czasie największego nasilenia tych wróżb (rok 2011) napisałem w komentarzu do tekstu Zbigniewa Kuźmiuka coś, co wydawało się oczywiste: Bardzo chciałbym doczekać się oceny sytuacji w bardziej ogólnym kontekście. PKB Grecji to drobny ułamek PKB UE. Rozważanie na temat upadku euro w tym kontekście jest tak samo sensowne, jak rozważanie o upadku Polski z powodu bankructwa któregoś z większych miast. Ten szerszy kontekst, to światowy kryzys, dyktat instytucji finansowych USA i Wielkiej Brytanii, interesy Niemiec, USA i Chin. W tej układance Grecja to tylko mało znaczący pionek.
We wczorajszym komentarzu „Rzeczpospolitej” możemy przeczytać:
Grecy mogą świętować. Wczoraj zmazali piętno bankruta. Po raz pierwszy od czterech lat ich rząd sprzedał swoje obligacje. [...] Dla Unii Europejskiej sukces Grecji oznacza koniec przepowiedni o rozpadzie strefy euro. Jeszcze cztery lata temu wydawało się, że Ateny nie mają innego wyjścia, jak porzucić wspólną walutę i wrócić do drachmy. A ekonomiści snuli projekty aksamitnego podziału eurostrefy i powrotu do wielu walut narodowych, w najlepszym razie stworzenia dwóch: silnego euro dla państw Północy i słabego – dla Południa. Dzisiaj te projekty można odłożyć ad acta, a samo euro jest najsilniejsze względem dolara od 2011 r.
Nie chodzi o triumfalizm (a jednak miałem rację), tylko o refleksję nad przyczyną, dla której większości ekonomistów nie stać na samodzielność i odwagę w myśleniu. Jest to w dużym stopniu zrozumiałe, gdyż paradygmaty w tak słabo ugruntowanych naukach pełnią także pozytywną rolę „weryfikatora”. Fantastycznych teorii, których autorzy unikają konfrontacji z realiami nie brakuje.
Portal argumenty.net powstał z myślą o znalezieniu „złotego środka”. Wykraczając poza sztywne ramy prac naukowych i medialnych stereotypów, zwracamy uwagę na rodzące się trendy i nowe rozwiązania, starając się jednocześnie utrzymać wysoki poziom merytoryczny.
Portal nadal nie osiągnął docelowej formy prezentacji informacji. Z uwagi na skromne środki, jakimi dysponuje realizująca projekt fundacja, rozwój nie jest może zbyt dynamiczny, ale konsekwentnie zmierzamy do wyznaczonego celu. Już niedługo pojawi się nowa odsłona portalu, która będzie lepiej dostosowana do realizacji tych celów i umożliwi podjęcie współpracy w dużo większym gronie.
Jerzy Wawro