Loren Thompson z Forbesa uważa, że Chiny nie zdetronizują USA w roli największej potęgi gospodarczej świata. Wylicza on pięć czynników, które stoją temu na przeszkodzie:
1. Ograniczenia geograficzne.
Thompson opisał to bardzo oględnie, ale odniesienie do doktryny Boskie Przeznaczenie(Manifest Destiny)wskazuje, że chodzi po prostu o agresywną politykę podbojów. Tymczasem Chiny chciałyby się rozwijać na swoim terytorium. Na zachodzie jałowy Tybet i pustynia Gobi. Na południu Himalaje odgradzające państwo od Indii. Na północy rozległe i w dużej mierze puste stepy odgradzające Chiny od Rosji. Na wschodzie rozciąga się największy ocean świata (ponad 6000 mil morskich między Szanghajem i San Francisco). Więc mogą sobie co najwyżej podbić Wietnam albo przyłączyć Tajwan.
2. Trendy demograficzne.
Chiny są najbardziej ludnym krajem na świecie (1,6mld). Jednak polityka jednego dziecka sprawia, że populacja starzeje się bardzo szybko. Obecny wskaźnik dzietności wynosi 1,6 dziecka na kobietę. Jest więc znacznie poniżej poziomu 2,1 koniecznego do utrzymania stabilnej populacji w długim okresie, a także znacznie poniżej wskaźnika urodzeń w innych rozwijających się krajach azjatyckich. Co to oznacza w kategoriach ekonomicznych? Według opublikowanego niedawno przez MFW opracowania oznacza to, że w ciągu kilku lat ludność osiągnie historyczny szczyt, a następnie rozpocznie się gwałtowny spadek. Wyczerpią się więc rozległe zasoby taniej siły roboczej, na których oparto rozwój Chin. Do tego dochodzi wzrost wynagrodzeń. Rosnąca populacja osób starszych będzie utrudniać działania zmierzające do pobudzenia popytu wewnętrznego. Jednocześnie będzie tworzyć presję na wzrost wydatków przeznaczanych na opiekę społeczną.
3. Zależność ekonomiczna.
Chiny rozwijają się dzięki handlowi. Według CIA World Factbook 2014, eksport towarów i usług obejmuje ponad jedną czwartą PKB Chin. To uzależnienie sprawia, że PKB nie przekłada się na dobrobyt mieszkańców. Nadwyżka w handlu z USA to w tym roku aż 100 miliardów dolarów. Jeśli jednak koszty pracy zaczną się wyrównywać, to nie będzie możliwe utrzymanie takiej nierównowagi. Wzrost chińskiej gospodarki jest tak zależny od zamorskich zasobów, rynków i inwestorów, że nie opłaca się im straszenie swoich partnerów handlowych.
4. Kultura polityczna.
Ponieważ partia komunistyczna monopolizuje władzę w Chinach, nie jest możliwe dokonanie gruntownej reformy systemu politycznego. Ten monopol musi generować koszmarną korupcję. Faworyzowania przemysłu kontrolowanych przez państwo prowadzi do niskiej efektywności.
5. Słabość militarna.
Chińskie programy zbrojeniowe istnieją, ale nie stanowią one zagrożenie dla USA w chwili obecnej. Na przykład, Pekin nie posiada systemu rozpoznania, potrzebnego do śledzenia okrętów wojennych USA. Chiny mają jedynie około 250 głowic jądrowych, z których większość nie może dotrzeć do Ameryki. Tymczasem USA ma 4600 głowic nuklearnych.
Można mieć poważne zastrzeżenia do tego zestawienia. Jest ono bowiem napisane z punktu widzenia zachodniego liberała. Autor dowodzi, że Chiny nie zastąpią USA w roli neoliberalnej potęgi światowej. Problem w tym, że Chiny nie mają takich ambicji. Chińczycy są przekonani o wyższości swej kultury. W tym zestawieniu jedynie trendy demograficzne są czymś, co niesłychanie trudno zmienić. Ale nawet w tym punkcie Thompson podaje jakieś dziwne argumenty. Dlaczego na przykład wzrost popytu na świadczenia dla osób starszych ma blokować popyt wewnętrzny? Wyślą staruszków na Marsa? Oczywiście – jeśli się myśli kategoriami neoliberałów, to zaraz pojawia się pytanie: a kto za to zapłaci? A gdy Chińczycy utrzymują opasłych Amerykanów, to takie pytanie się nie pojawia?
Autor Forbes'a nie bierze pod uwagę jeszcze jednego ważnego czynnika. Zmiany na świecie prowadzą do zbudowania koalicji państw będącej przeciwwagą dla agresywnej Ameryki. Rozważanie BIRCS w miejsce samych Chin diametralnie zmienia sytuację. A jeśli do tego dołączą Niemcy? Amerykanom pozostanie wywołać światową hekatombę....