Podjęta przez Jana Pawła II próba ponownego scalenia religii oraz nauki, była jedynie wstępem do koncepcji integralności człowieka XXI wieku.
Pęknięcie między dwoma głównymi obszarami aktywności ludzkiej, opartymi na wierze i rozumie, dokonało się w okresie Oświecenia i osiągnęło apogeum w latach 20-tych XX wieku. Powszechne było wówczas przekonanie, że religia jest czymś w rodzaju hipotezy zastępczej – objaśniającej te aspekty rzeczywistości, z którymi jeszcze nauka sobie nie radzi. Staliśmy jako ludzkość u wrót naukowego raju. W tym raju wszystko było uporządkowane. Świat materialny objaśniały fundamentalne teorie fizyki, wsparte na spójnej i kompletnej matematyce. Świat idei zapełniały zaś wytwory ludzkiej wyobraźni, zrodzone w ciągu stuleci – gdy brak wiedzy próbowano zastąpić mitologią. Do rodzących się w sferze ideologii konfliktów i problemów powinniśmy podchodzić z pobłażaniem, w oczekiwaniu aż nauka rozświetli mroki i pozwoli rozstrzygnąć spory lub odkryć ich absurdalność.
… i nagle się coś zepsuło …
W roku 1927 ukazał się tomik wierszy Józefa Czechowicza w którym poeta opisuje dziwną przemianę:
Żyjesz i jesteś meteorem
lata całe tętni ciepła krew
rytmy wystukuje maleńki w piersiach motorek
od mózgu biegnie do ręki drucik nie nerw
Jak na mechanizm przystało
myśli masz ryte z metalu
krążą po dziwnych kółkach (nigdy nie wyjdą z tych kółek)
jesteś system mechanicznie doskonały
i nagle się coś zepsuło
Oto płaczesz
po kątach trudno znaleźć przeszły tydzień
linie proste falują - zamiast kwadratów romby
w każdym głosie słychać w całym bezwstydzie
Ostatecznego Dnia trąby
Otworzyły się oczy niebieskie
widzą razem witrynę sklepową i Sąd
przenika się nawzajem tłum - archanioły i ludzie
chmurne morze faluje przez ląd
ulicami skroś tramwaje w poprzek
suną mgliste rydwany
pod mostami różowe błyskawice choć grudzień
Otworzyły się oczy niebieskie […]
Naukowy raj okazał się ułudą, a poeta – wizjoner nie był jedynym dostrzegającym nadchodzącą katastrofę.
Barbarzyństwo na obrzeżach cywilizacji można było ignorować. Jednak triumf zła w Niemczech – Europejskiej Wieży z Kości Słoniowej – musiał skłaniać do refleksji. Jak pisał Clive Staples Lewis w swoich Listach starego diabła do młodego „wojna to rzecz zajmująca”. Stary diabeł snuje między innymi takie refleksje: „Myślmy przeto raczej, jak wykorzystać tę wojnę europejską, niż jak się nią cieszyć. Zawiera ona bowiem pewne tendencje, które same z siebie wcale nie są dla nas korzystne. Możemy spodziewać się dużej dozy okrucieństwa i nieczystości. Ale jeśli będziemy nieostrożni, ujrzymy, jak tysiące ludzi zwraca się w tej ciężkiej próbie ku Nieprzyjacielowi, podczas gdy dziesiątki tysięcy, które wprawdzie aż tak daleko się nie posuną - odwracają przecież uwagę od samych siebie, skierowując ją na wartości i sprawy, które ich zdaniem przewyższają ich samych. Wiem, że Nieprzyjaciel nie pochwala wielu tych spraw. Ale w tym właśnie tkwi Jego wielka nieuczciwość. Często zagarnia On ludzi, którzy życie oddali za sprawy przez Niego samego uważane za złe, a czyni tak na tej potwornie sofistycznej podstawie, że ludzie uważali je za dobre i że szli za tym, co w ich pojęciu było najlepsze. […] Nieprzyjaciel bardzo jasno uświadomił swych stronników, że cierpienie jest zasadniczym elementem tego, co On sam nazywa Odkupieniem, toteż wiara zburzona przez wojnę albo zarazę, w rzeczywistości niewarta jest trudu włożonego w jej burzenie”.
Po wojnie najwyraźniej stary ddiabeł zmienił strategię. Upadek współczesnej „wieży Babel”, zbudowanej przez ludzi owładniętych pychą racjonalizmu nie oznaczał triumfu dobra. Pęknięcie między rozumem a sercem stało się jeszcze bardziej dotkliwe. Straszna wojna nie zaowocowała absolutnie żadną refleksją w sferze nauki, a stary diabeł jest dziś profesorem UJ. Naukowcy stali się pracownikami nauki, a wezwanie Jana Pawła II (zawarte w encyklice „Fides et ratio”), by na nowo podjęli intelektualny wysiłek dążenia „ku kontemplacji prawdy” – trafiło w próżnię, co z satysfakcją stary diabeł odnotował.
Szambo wybiło
Zło ma obecnie charakter instytucjonalny. Rozwój instytucji po II Wojnie Światowej miał uchronić ludzkość przed ponownym szaleństwem. Jednak przy braku wysiłku ludzi rozumnych, instytucje ulegają degeneracji i prowadzą do napiętnowanej przez Jana Pawła II (w Sollicitudo rei socialis) sytuacji: istnienia „mechanizmów ekonomicznych finansowych i społecznych, które chociaż są kierowane wolą ludzi, działają w sposób jakby automatyczny, umacniają stan bogactwa jednych i ubóstwa drugich”. Tego rodzaju mechanizmy sprawiają, że promowany jest spryt, pozwalający na zajęcie jak najlepszego miejsca w systemie - bez względu na posiadane kompetencje. Stąd bierze się obserwowany brak elit, a do warstwy rządzącej bardziej pasują przymiotniki w rodzaju "klika" czy "układ".
Taki "układ" trwał w Polsce do wyborów roku 2015. Po nich już nic nie będzie jak dawniej – choć niektórzy bardzo by chcieli. Stanisław Lem stwierdził kiedyś, że gdyby nie internet – to nigdy by się nie dowiedział, jak wielu na świecie jest głupców. Gdyby dożył dzisiejszych czasów – byłby jeszcze bardziej zszokowany tym, ilu głupców jest wśród tych, którzy jeszcze niedawno uchodzili za "elitę". Tego nie da się zmienić z dnia na dzień. Być może Czesław Niemen miał rację, że jednak „ludzi dobrej woli jest więcej”. Jednak w zdegenerowanym społeczeństwie roztropność skłania do tego, by budować wokół siebie sferę wolności, pozostawiając sprawy publiczne na pastwę głupców.
Czas pastuszków
Naród tworzą społeczeństwa obdarzone kulturą i pamięcią – czyli nośnikami wspólnotowych wartości. Rozkwit narodu następuje, gdy wokół tych wartości następuje integracja. Integracja ludzi skłonnych do refleksji i ludzi czynu. Ludzi rozumu i serca. Bez takiego zjednoczenia pozostaje degeneracja lub walka o przetrwanie. W Polsce mamy sytuację upadku „elit”, w której patriotom nie pozostaje nic innego, jak budowanie wspólnoty w oparciu o narodową mitologię. Ta gra na emocjach pozbawiona głębokiej refleksji jest na dłuższą metę nie do utrzymania. Skończy się zniewoleniem przez reakcję sił zła, albo nowymi krwawymi ofiarami „za Polskę”.
Boskie laboratorium
Rozeznanie tej sytuacji skłania do refleksji, że być może rzeczywiście Polska jest czymś w rodzaju boskiego laboratorium. Ubiegłoroczne wybory były czymś tak nieprawdopodobnym, że można się w tym doszukiwać interwencji sił nadprzyrodzonych. Jednak celem Boga nie jest przecież zbudowanie nad Wisłą sprawnego i dostatniego państwa. Jak więc rozumieć wydarzenia, które są jak zerwanie plastra skrywającego gnijące ciało? To jest zapewne wezwanie do tego, by stanąć w prawdzie. Żadne paktowanie ze złem nie prowadzi ku dobru. To dla Polaków powinno być oczywiste bardziej niż dla kogokolwiek.
Natura zła
Obecna sytuacja w Polsce pozwala zrozumieć istotę problemu zła. Dwa skrzydła – wiara i rozum (o których pisał Jan Paweł II) – są rzeczywiście niezbędne dla odważnego podążania ku mądrości. Największą przeszkodą na tej drodze pozostaje problem zła. Dlaczego Wszechmocny Bóg toleruje świat pełen zła? Personalizm pozwala zrozumieć, że stworzenie świata wiązało się z „oddzieleniem” - czyli wytyczaniem granic – pozostawieniem miejsca dla autonomii innych osób – ludzi – także czyniących zło. Nadal jednak pozostaje zagadką – dlaczego ludzie są skłonni czynić zło. Uważna obserwacja polskiego społeczeństwa pozwala to zrozumieć! Zło nie jest – jak się powszechnie uważa – dziełem ludzi z gruntu złych. Częściej rodzi się ono z głupoty ludzi pełnych dobrych chęci. Sytuacja w jakiej znaleźliśmy się jest tak oczywista jak posłanie przekazane przez Jonasza mieszkańcom Niniwy. Możemy jako autonomiczne jednostki wybierać dobro lub zło. Prawdę lub zakłamanie. Ludziom potrzebna jest prawda, w świetle której wszelkie problemy stają się proste. Jednak wygląda na to, że my wiemy lepiej. Idzie tylko o to, by najmojsza prawda była najpowszechniej przyjmowana. Pesymizm.