Portal businessinsider.com opublikował rozmowę ze znanym także w Polsce analitykiem spraw międzynarodowych Georgem Friedmanem. Rozmowa dotyczy głównie możliwości przewidywania przyszłości oraz szacowania ryzyka. Friedman uważa, że przynajmniej można zidentyfikować to co niemożliwe do przewidzenia. Można też szacować koszty wyboru różnych opcji. Eliminuje się przez to myślenie życzeniowe. Przy okazji Friedman powtórzył swoją ocenę strategii USA, opartej na dwóch prostych zasadach:
1) panowanie nad ocenami, dzięki któremu nikt ich nie może zaatakować, ale oni mogą zaatakować każdego;
2) zapobieganie powstaniu nowego hegemona poprzez wywoływanie lokalnych konfliktów, w których państwa się wykrwawiają.
I tu pojawia się historyczna rola Polski, którą już raz odegraliśmy (tyle, że wtedy wystarczyło marne kilka milionów ofiar). Pod koniec rozmowy Friedman wprost mówi: szykują się systemowe zmiany (problemy Niemiec, Rosji i Chin), więc bądź gotów do wojny. Dziennikarz pyta, czy można przewidzieć gdzie ta wojna będzie? Friedman mówi o państwach których znaczenie rośnie: Japonii, Turcji i Polsce. Więc wojna może wybuchnąć w Europie Wschodniej, na Bliskim Wschodzie, lub będzie to wojna morska prowadzona przez Japonię. Wszystkie przy założeniu, że USA będą cieszyć się z nich własnymi korzyściami.
Friedman kończy refleksją ogólną: za każdym razem pojawiają się nowe potęgi, muszą znaleźć punkt równowagi. Nowe potęgi rosną, stare słabną. To nie tak, że ten proces jest niebezpieczny, tylko niebezpieczne jest myślenie, że to niebezpieczny proces.
To oczywiście myślenie z punktu widzenia USA.
Jest ono zgodne z stawianą w Polsce tezą, że Polska albo będzie wielka albo nie będzie jej wcale (kiedyś Kardynał Wyszyński mówił, że będzie katolicka albo nie będzie jej wcale). Należy jednak wziąć pod uwagę to, co dla Friedmana jest oczywistością: taki proces nigdy nie jest pokojowy.