Wszystkie konflikty w historii były napędzane przez trzy czynniki: żądza władzy, zdobycze (pieniądze) i ideologia. Można się spierać o to, czy wszystkie trzy czynniki występują w każdym konflikcie (bez wątpienia czasem jeden z nich dominował do tego stopnia, że pozostałe były pomijalne). Ważniejsze jest jednak to, że wydzielenie tych czynników ułatwia zrozumienie przyczyn i przebiegu konfliktów.
Po II Wojnie Światowej w Europie zanikały konflikty zbrojne. Demokracja i rozwój mediów sprawiły, że zbrojna walka o władzę stała się przeżytkiem. Idee socjalizmu i państwa dobrobytu sprawiły, że na gruncie ekonomicznym główna oś sporu przebiega między państwem i obywatelem (a nie – jak drzewiej bywało - między właścicielami dóbr). Dodatkowo dla tych o nieogarnionej żądzy posiadania jest system finansowy, który daje możliwości grabieży o wiele większe, niż potęga militarna. Także ideologie wydawały się być w odwrocie. Co prawda podzielony na dwa wrogie obozy świat uprawiał rytualne poniżanie przeciwnika, ale głębokie przekonanie ideologów o słuszności wyznawanych idei skłaniało ich do poglądu, że „lepszy” system zwycięży bez atakowania wroga.
Po upadku ZSRR zabrakło sensownej refleksji, a może i dobrej woli. Zamiast wysiłku w celu wykorzystania historycznej szansy, mieliśmy triumfalizm liberalizmu i rozkwit bezgranicznej chciwości. Reakcja przegranych była łatwa do przewidzenia: nastąpiła eskalacja konfliktów ideologicznych. Islamski radykalizm z jednej strony, a lewactwo z drugiej mają podobne cele: zniszczyć podstawy systemu wartości wroga. Została zaatakowana cywilizacja judeo-chrześcijańska.
Jednym z najważniejszych wskazań Jana Pawła II brzmiało: nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj. Czyli mamy patrzeć na rzeczywistość z perspektywy personalistycznej (osobowej) i skupiać się na budowaniu, a nie niszczeniu. Kierując się zasadami etyki minimalizujemy skutki ewentualnych błędów, wynikających z braku wiedzy lub mylnej oceny faktów. Sprzeniewierzenie się temu nauczaniu czyni nas bezbronnymi wobec agresji. W Polsce współpraca Kościoła z „naszą” (jak się wydawało) władzą przerodziła się w kolaborację. „Mesjanizm” Busha i knowania jego następców wzmocniły w krajach arabskich wizerunek USA jako szatana. Zło rodzi zło, a nienawiść – nienawiść. Wydarzenia w Syrii, Iraku i Izraelu są skutkami tego procesu.Świat „zachodu”, który milczał wobec amerykańskich zbrodni na Bałkanach – nie miał też wiele do powiedzenia po aneksji Krymu. Traktowanie tragedii zabójstwa trzech chłopców jest dużo lepszym pretekstem do wojny, niż mityczna „broń chemiczna” w Iraku. (Nawet przedstawiciele izraelskiej armii nie kryją, że to pretekst - jeden z wysokich oficerów stweierził niedawno, że Izreael nie potrzebuje żadnych dowodów winy Hamasu, aby zabijać swych wrogów).
W Polsce ta nowa sytuacja widoczna jest głównie w niebywałej agresji lewactwa. Jest to zrozumiałe, jeśli weźmiemy pod uwagę konserwatyzm polskiego społeczeństwa.
Portal fronda.pl jest bez wątpienia jednym z najważniejszych polskich ośrodków oporu w tej ideologicznej wojnie. Inna chrześcijańska mądrość mówi o wyzwoleniu poprzez prawdę. Odsłanianie tej części prawdy, którą ideologiczni wrogowie woleliby ukryć jest misją chrześcijańskich mediów.
Nie wszystkie teksty „Frondy” są wysokiego lotu. Ale kilka ostatnich jest naprawdę godnych polecenia:
-
„Izrael musi bronić się przed groźnym fanatyzmem” - chodzi o fanatyzm żydowski, który może zniszczyć państwo Izrael od środka.
-
„Powstał katalog homoseksualnego totalitaryzmu” - zestawienie w jednym miejscu faktów pozwala wyzbyć się złudzeń, że nie mamy do czynienia z totalną wojną ideologiczną
-
"Konstytucja RP nie narzuca wizji państwa świeckiego” - głos wiceministra daje nadzieję, że obrońcy tradycyjnych wartości nie dadzą się zepchnąć do roli odchodzącego w przeszłość zaścianka.