Zdecydowana większość Polaków uważa się za chrześcijan. Nawet jeśli ktoś nie wierzy w boskość Chrystusa, to uznaje chrześcijański system wartości. Ponieważ do tego systemu odwołuje się polska Konstytucja, można nawet postawić tezę, że odrzucająca go niewielka mniejszość mieszkająca w Polsce to nie są Polacy (niezależnie od narodowości).
Skoro tak, to dlaczego podziały w polskim społeczeństwie są tak głębokie? Dlaczego wydają się one wręcz nie do przezwyciężenia, zaś przywołanie Ewangelii bardziej dzieli niż łączy. Bo upowszechniły się u nas dwie wersje Ewangelii. Jedna – ta oryginalna - jest bardziej popularna na południowym wschodzie kraju, zwanym czasem „ciemnogrodem”. Druga, którą można w pewnym uproszczeniu nazwać „Biblią według Michnika” jest powszechnie uznawana przez tak zwane „elity” z wielkich miast.
Teksty odczytywane z obu Ewangelii brzmią identycznie. W jednej i drugiej jest „nie zabijaj”, „miłuj bliźniego swego” i tak dalej. O ile jednak Chrystus stawia nam zadania, Michnik podaje gotowe rozwiązania. Na przykład obok słów Chrystusa o miłowaniu bliźniego można znaleźć pytanie: „kto jest moim bliźnim?”. U Michnika znajdujemy odpowiedź: bliźni to wszyscy ludzie. W świetle tego czymś zupełnie naturalnym staje się pijaństwo w Magdalence i postrzeganie komunistycznych zbrodniarzy jako „ludzi honoru”.
Biblia według Michnika to rodzaj kodeksu. Jeśli nie ma w nim wprost zapisanych (w punktach) rozwiązań dla wszystkich moralnych dylematów, to tylko z powodu ograniczonej objętości. Jednak na stawiane pytania zawsze istnieje prosta i jednoznaczna odpowiedź. Wystarczy zapytać Adama Michnika – on ją wskaże. Podobny walor (prosta odpowiedź na każde pytanie) ma ideologia komunistyczna (obecnie zastępowana przez ideologię „praw człowieka”) oraz liberalizm. Nie należy się dziwić, że Janusz Korwin-Mikke jako wyznawca liberalizmu też wie wszystko. Nie ma też nic dziwnego w tym, że z centrum Kościoła Praw Człowieka w Brukseli płyną ciągłe pouczenia i połajanki od ludzi, którzy wiedzą lepiej jak mamy żyć.
Chrześcijanin bardziej ufający Chrystusowi niż ludziom wie, że powinien przyjąć całe nauczanie Chrystusa, aby w każdej sytuacji móc postępować roztropnie. Roztropność (jedna z chrześcijańskich cnót kardynalnych) to właśnie umiejętność rozwiązywania moralnych dylematów w zgodzie z Ewangelią. Dla człowieka roztropnego zupełnie naturalną jest zasada ordo caritatis, przypomniana niedawno przez Jarosława Kaczyńskiego. Człowiek roztropny potrafi także pogodzić miłość bliźniego z koniecznością zabijania wrogów na wojnie.
Brak roztropności jaka cechuje wyznawców „Biblii gotowych odpowiedzi”, można wprost nazwać głupotą (vide ewangeliczna przypowieść o pannach mądrych i głupich). Taka głupota jest ciężkim grzechem - piętnowanym przez Chrystusa. Naturalną konsekwencją tej głupoty jest uznanie ograniczoności stosowania Ewangelii (bo jak inaczej wyjaśnić brak gotowych recept). Stąd rodzi się przekonanie, że moralność nie obowiązuje w biznesie lub polityce (zob. idiotyczne hybrydy konserwatywno-liberalne).
Powszechność wyznawania michnikowej wersji Ewangelii nie wynika z tego, że ludzie nagle zgłupieli. Gazeta Wyborcza, podobnie jak większość mediów głównego nurtu pełni rolę misyjną. Udało się w ten sposób „nawrócić” znaczną część społeczeństwa. Tą działalność misyjną nazywa się często „lewactwem”, gdyż najczęściej ma ona na celu zmianę obyczajów. Jednak to szkodnictwo ma szerszy zasięg i prowadzi do wypierania ze świadomości społecznej niewygodnych dla „misjonarzy” treści. Taka walka z prawdą jest bardzo niebezpieczna, gdyż godzi w fundament chrześcijaństwa: utrudnia uznanie winy, pokutę i wybaczenie.
Polacy mają trudną historię, pełną krwawych wojen, które pozostawiły wiele wyrządzonych krzywd. Człowiek żyjący w prawdzie dojrzewa do przebaczenia i pojednania. Bez prawdy o II wojnie światowej nie byłby możliwy skierowany do Niemców pojednawczy list polskich biskupów. Z drugiej strony brak prawdy o czasach sowieckich i rzezi wołyńskiej ciągle kładzie się cieniem na nasze relacje ze wschodnimi sąsiadami.
Ukrywana prawda zawsze wyjdzie na jaw, atakując nas z tym większą siłą i rodząc nienawiść. Szlachetny rys dawnych wojen wiązał się z brakiem nienawiści i szacunkiem dla wroga. To z całą pewnością uproszczenie i na każdej wojnie mogło dochodzić do czynów haniebnych. Jednak dzięki chrześcijaństwu Polacy mają prawo do dumy ze swej historii. Kształtowali ją bowiem patrioci kierujący się miłością bliźniego. Może dlatego teraz wmawia się nam nacjonalizm zbudowany na nienawiści do obcych.
Polska islamofobia?
Gdyby naszym walczącym z wyznawcami islamu przodkom zarzucić „islamofobię” - mieliby zapewne wielki problem ze zrozumieniem tego terminu. Gdyby Polaków cechowała nienawiść do wyznawców Proroka, gest Turcji, która nie uznała rozbiorów Rzeczpospolitej byłby niezrozumiały. Jak zauważa jeden z „islamofobów”: Pod Wiedniem w wojskach króla Jana III Sobieskiego walczyły chorągwie tatarskie przeciw swoim braciom w wierze z armii Kara Mustafy. W wieku niewoli historia polskich zmagań o wolność obfituje w liczne przykłady największej ofiarności tutejszych Tatarów dla ich polskiej, nie muzułmańskiej przecież, ojczyzny. W grobach katyńskich i na wzgórzu Monte Cassino leżą także oficerowie i żołnierze muzułmanie, polscy Tatarzy.
Głupcy, którzy uparli się przerobić polskie społeczeństwo wedle swoich chorych wyobrażeń w imię poszanowania dla odmienności wykazują kompletny brak poszanowania dla polskości. Gdy kandydat na ministra nowego rządu Konrad Szymański uznał, że w obecnej sytuacji nie widzi możliwości realizacji ustaleń w kwestii przyjmowania „uchodźców”, w polskich mediach zapanował istny skowyt. Jak można występować przeciw jedności Europy? Co o nas pomyśli zachód i jak to wpłynie na postrzeganie Polski? Tymczasem na przykład pod tekstem w brytyjskim Independent na ten temat pojawiło się mnóstwo komentarzy na temat rozsądku Polaków. Choć chyba dla kontrastu tekst zdobi zdjęcie grupki lewaków:
Dumna i chrześcijańska Polska naprawdę nie musi się zastanawiać nad tym „co inni powiedzą”. Poziom tych „kulturalnych” Europejczyków, o których opinię mamy się martwić, najlepiej obrazuje komentarz niemieckiego Sterna: „Terroryści chcą zatruć nasze społeczeństwo i ich trucizna już zaczyna działać. Krzykacze, oszołomy i tak zwani intelektualiści już wychodzą ze swoich nor, domagają się ostrzejszych kontroli granicznych, obrzucają obelgami Angelę Merkel za jej politykę uchodźczą i dodają smiley do swoich idiotycznych postów. W ten sposób rozsiewają tylko truciznę zamachowców i stają się ich pomagierami.
Każdy z nas się boi i nie bez racji, ale musimy żyć dalej i w dalszym ciągu przyjmować uchodźców. Musimy w dalszym ciągu być odważni. Dalej chodzić na koncerty, do restauracji i po zakupy do galerii handlowych. Musimy pozostać ludźmi. Inaczej oni wygrają, a my wszystko stracimy”.
Czy można być aż tak głupim? Można – wystarczy uwierzyć w swoją moralną i intelektualną wyższość. Wojny nie wygrywa się dlatego, że nie przyjmuje się do wiadomości jej istnienia. Bez akceptacji prawdy nie ma mowy o roztropności.
Jak walczyć z islamskim terrorem?
Pora przyjąć prawdę o religijnych korzeniach współczesnego terroryzmu. Naprawdę trudno zarzucić Janowi Pawłowi II islamofobię (wręcz przeciwnie – wielu obwinia go za ucałowanie Koranu). A jednak polski Papież nie wahał się piętnować prób religijnego uzasadniania terroryzmu: Fundamentalistyczny fanatyzm jest postawą całkowicie przeciwną wierze w Boga. W gruncie rzeczy, terroryzm instrumentalizuje nie tylko człowieka, lecz także Boga, czyniąc z Niego bożka, który służy do własnych celów. Jest więc jasne, że nikt odpowiedzialny za religię nie może być pobłażliwy wobec terroryzmu, a tym bardziej nie powinien go propagować. Ogłaszanie się terrorystą w imię Boga, zadawanie gwałtu człowiekowi w imię Boga jest profanacją religii. Przemoc terrorystyczna jest przeciwna wierze w Boga, Stwórcę człowieka, który troszczy się o niego i kocha go. Stoi ona w sprzeczności szczególnie z wiarą w Chrystusa Pana.
Te słowa nad Wisłą wydają się czymś zupełnie oczywistym. Jak jednak ma je wypowiedzieć wyznawca multi-kulti? Jeszcze zasłużyłby sobie na piętno chrześcijanina – a to chyba wyższy stopień przewiny niż islamofobia?
Niemcy odgrażają się, że „terroryści przegrają tę wojnę”. Jeśli przy tym rzeczywiście uważają, że ich celem w tej wojnie są otwarte dla „uchodźców” granice – to najwyraźniej naszych zachodnich sąsiadów opanowała kolejna fala szaleństwa.
Gdy wróci im rozsądek, możemy wspólnie się zastanowić jak przeciwstawić się fanatyzmowi, nie ulegając nienawiści. Ewangeliczne mądrości z pewnością będą w tym bardziej pomocne, niż mądrości oszalałych ideologów „praw człowieka”.