Tak się złożyło, że w samej końcówce kampanii wyborczej ukazał się w „Rzeczpospolitej” tekst dotyczący „bańki informacyjnej”. Amerykańskie badania wykazały, że wskutek algorytmów doboru treści do preferencji użytkowników internetu, mają oni mniejsze szanse na dotarcie do treści niezgodnych z deklarowanymi poglądami. Na dodatek sami jesteśmy jeszcze gorszymi cenzorami – własne przekonania zmniejszają prawdopodobieństwo przeczytania „niezgodnego ze światopoglądem" artykułu nawet o 17 proc.
Bardzo niski poziom dziennikarstwa w Polsce oraz nadmiar agresji i ideologii sprawiają, że w Polsce można się spodziewać jeszcze mocniejszej polaryzacji. Izolowanie się od treści, które są dla nas nieakceptowalne to kwestia pewnej higieny psychicznej.
Trudno powiedzieć na ile był to wynik świadomego wyboru, ale strategia na przetrwanie obecnego lokatora Pałacu Prezydenckiego ewidentnie wykorzystuje efekt informacyjnego bąbla. Wewnątrz tego bąbla obraz rzeczywistości jest w największym skrócie następujący:
-
Polska rozwija się dynamicznie dzięki temu, że udało się stworzyć solidne fundamenty państwa;
-
Polska zapewnia sobie bezpieczeństwo dzięki udziałowi w strukturach międzynarodowych (UE, NATO, MFW,….) oraz sojuszom w ramach NATO;
-
nie wszystko funkcjonuje idealnie, bo państwo ma swoje ograniczenia – jeśli chcemy poprawy w jakiejś dziedzinie, to trzeba znaleźć źródło finansowania, a podatków w nieskończoność podnosić nie można; potrzebny jest więc jakiś rozsądny kompromis;
-
w tej sytuacji niezbędna jest aktywność indywidualna obywateli; jeśli w tych sprzyjających warunkach komuś się nie wiedzie – to może mieć pretensję tylko do siebie.
Pomysł na wygranie wyborów przez Bronisława Komorowskiego polega na tym, żeby wszystkich jego krytyków zepchnąć do roli wichrzycieli zagrażających tym osiągnięciom. Komorowski jako reprezentant „Polski racjonalnej” jest jedynym gwarantem niezakłóconego rozwoju.
W tej sytuacji Komorowski słusznie twierdzi, że nie głosowanie na niego to głupota: rozstrzygniemy o tym, czy nadal jako kraj, jako społeczeństwo, będziemy iść, tak jak przez minione 25 lat drogą wolności, modernizacji, drogą uczestnictwa w integracji europejskiej, czy nadal będziemy dążyli prosto w imię zgody i bezpieczeństwa, czy też gdzieś skręcimy w którąś stronę, gdzieś trafimy na manowce, gdzieś trafimy na margines Europy.
Ta strategia została zaakceptowana przez kandydata PiS, Andrzeja Dudę, który próbuje zbudować swoją sieć zwolenników wokół alternatywnej narracji.
Kampania wyborcza mogłaby być sposobem na konfrontację, albo przynajmniej dotarcie z innym przesłaniem kandydatów spoza głównych partii. Oni bowiem mogą mieć na celu albo budowanie jakiegoś nowego ugrupowania, albo właśnie przesłanie z jakim w inny sposób trudno dotrzeć do ludzi. Jednak takie z takim jasnym i spójnym przesłaniem wystąpił tylko jeden z nich: Grzegorz Braun. Jego przesłanie jest jednak chyba zbyt radykalne dla Polaków. Reakcja red. Szułdrzyńskiego z Rzeczpospolitej wygląda na bardzo typową. Trochę w tym winy samego Grzegorza Brauna. Mówiąc o tym, że dla Żydów powrót do Polski może być rozwiązaniem w sytuacji, gdy nastąpi porzucenie państwa Izrael przez wiernego sojusznika USA, przedstawia on sensowną myśl i traktowanie jej jako antysemickiej może być jedynie wynikiem kulturowej tresury. Kiedy natomiast ta myśl zostaje ujęta w formie „kondominium niemiecko-rosyjskiego z tymczasowym zarządem żydowskim”, to trudno to traktować jako przyczynek do poważnej dyskusji.
Niemniej wystąpienie Grzegorza Brauna zawierało treści, o których Polakom rozmawiać (a nawet myśleć) nie kazano. Przede wszystkim postawił on jasno problem wierności Polaków wierze swoich ojców. Jasno mówił też o bezczelnym szantażu środowisk żydowskich wobec Polski. Przy tej okazji mogliśmy w TVP Info obserwować ignorancję dziennikarza prowadzącego rozmowę. Aż trudno uwierzyć w to, że on naprawdę nie ma pojęcia o bezprawności wspomnianego szantażu.
W końcówce kampanii wyborczej miało miejsce jeszcze dwa wydarzenia, które mogą zasiać pewien niepokój w społeczeństwie. Dwa głosy (z uwagi na siłę rażenia raczej „głosiki”), które można by uznać za lekkie odstępstwa od opisanej na wstępie narracji. Może to kwestia pewnego zawstydzenia tą jednością w zakłamaniu. A może jedynie wyciągnięcie na wierzch myśli, które mogłyby urosnąć do rangi nieprawomyślności, gdyby konsekwentnie je ignorować:
1. Łukasz Warzecha zauważył jaka jest pozycja Polski w amerykańskich planach. Zamiast jednak po prostu przyznać rację tym, którzy te proste prawdy spostrzegli już dawno – wyzywa ich od „amerykanofobów”. I pomyśleć, że Warzecha jeszcze niedawno uchodził za jednego z najlepszych dziennikarzy poza mainstreamem :-(.
2. W TVP Info ekonomista Marek Zuber na debilne wywody redaktora Gadomskiego delikatnie zauważył, że ekonomia to nie jest nauka ścisła – więc tak do końca nie wiadomo kto ma rację (a przecież miał mówić o „nierealnych i populistycznych obietnicach).
Te dwie „jaskółki” wiosny nie czynią. Debaty nie było, nie ma i nie zanosi się, aby była w przyszłości. Wyjałowiona z racjonalności polityka musi się w Polsce opierać na emocjach. Będzie wyborcza kiełbasa i igrzyska.