W komentarzu prof. Andrzeja Nowaka (redakcja zatytułowała go „Wygrali ci, którzy płyną z prądem. PiS nie miało szans przez zmianę cywilizacyjną”) można znaleźć porównanie z rewoltą roku 1968:
Natrafiłem teraz na zwięzłą jego analizę, dokonaną przez Jana Józefa Szczepańskiego [...]:
„Ta psychodeliczna kultura młodzieżowa jest jednak czymś bardzo niebezpiecznym. Oparta na wyłącznie emocjonalnych przesłankach, odrzuca wszelką kontrolę intelektu. Poza tym wytworzyła skuteczne techniki oddziaływania. Brakuje tylko świadomego swych politycznych celów manipulatora, aby potrafił raz jeszcze rozpętać mistyfikacje fałszywego zbawienia”.
Cóż. Dziś nie brakuje. Dostarcza właśnie milionom poczucie zbawienia. Ulotne.
Profesor Andrzej Nowak najwyraźniej niezbyt interesuje się ekonomią. Dlatego nie dostrzega korelacji między tą eksplozją emocji a przemianami społeczno-gospodarczymi.
Nie ma sensu zastanawianie się, na ile te zmiany były sterowane oraz – czy skupianie się społeczeństwa na emocjach było spontaniczne. Nie ma podstaw do racjonalnego przeszukiwania spektrum możliwości: między fatalistycznym determinizmem, a teorią spiskową. Pozostaje zestawienie faktów. W roku 1968 następuje bunt młodzieży przeciw wojnie z jednej strony, a konserwatywnemu społeczeństwu z drugiej. Równolegle dokonuje się największa rewolucja ekonomiczna współczesności: po zerwaniu z zasadą wymienialności dolara na złoto, teza „pieniądz rządzi światem” nabrała nowego – złowrogiego znaczenia. Te rządy przyczyniły się do wybuchu szlachetnych emocji w Polsce ery „Solidarności” i upadku komunistycznego systemu. Wiązała się z tym wielka wyprzedaż własności, którą po latach nazwano „kolonizacją” Polski przez kapitał. Jak widać – ocena motywów pojawiania się emocji, ani ich kulturotwórcze oddziaływanie nie mają z tej perspektywy większego znaczenia. W Polsce wcześniej co najmniej trzykrotnie porywy młodych ułatwiały znaczące zmiany społeczno-gospodarcze. Najpierw pokolenie Kolumbów zostało przetrzebione (osłabione) przez Powstanie Warszawskie i walkę z „czerwoną zarazą”. Ułatwiło to przejęcie kraju przez komunistów. Później udało się młodzież zarazić entuzjazmem odbudowy, a „czerwone harcerstwo” zajęło się niszczeniem resztek starego świata. Następnie - we wspomnianym roku 1968 polska odmiana buntu młodych została wykorzystana do pozbycia się „żydokomuny”. No i wreszcie dochodzimy do lat 20-tych XXI wieku i buntu młodych przeciw Kościołowi Katolickiemu (to bez wątpienia główny motyw, który skłonił ich do pojawienia się przy urnach 15 października 2023). Przegrała partia, która eksponowała swe przywiązanie do katolicyzmu. Skutkiem ubocznym będzie marginalizacja instytucji kluczowej dla bytowania narodu bez względu na aktualny układ polityczny. To Kościół pozwolił bowiem przetrwać Polskości zabory i okupacje. W obliczu budowy „Stanów Zjednoczonych Europy” (albo – jeśli ktoś woli – IV Rzeszy) – polskość może być tylko zawadą. To zasadniczy wektor przemian. Można jednak dostrzec także inne – z polskiej perspektywy równie istotne. Wspomniane wyżej zmiany początku lat 70-tych doprowadziły do gospodarki opartej na długu, w której funkcjonują dwa typy państw. Pierwszy typ – może się rozwijać w oparciu o własne zasoby i dług wewnętrzny. Drugi jest skazany na łaskę (i inwestycje kapitału) możniejszych. Morawieckiemu się zamarzyło przesunięcie Polski z tej drugiej kategorii do pierwszej. Dobrym przykładem jest budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego. Ta inwestycja mogłaby mieć olbrzymie znaczenie dla polskiej gospodarki. W obecnej sytuacji są dwa możliwe rozwiązania: albo CPK nie powstanie, albo zostanie zbudowany dzięki zagranicznemu kapitałowi (bo przecież „piniędzy ni ma”). W tym drugim przypadku to oczywiście inwestorzy będą głównymi beneficjentami inwestycji. Drugim – mniej oczywistym skutkiem gospodarczym będzie niszczenie kapitału społecznego. Transfery socjalne mają we współczesnej gospodarce olbrzymie znaczenie. Między innymi poprzez osłabianie wpływu indywidualistycznego liberalizmu. Jednak to nie wszystko. System finansowy w gospodarce opartej na długu funkcjonuje poprawnie, gdy jego podstawowe parametry mieszczą się w określonych granicach. Duże zmiany (jak nagłe zmniejszenie transferów socjalnych) doprowadzą do zaburzeń i poszukiwania nowego punktu równowagi. Podobną sytuację oglądaliśmy wskutek wielkich rządowych „tarcz” (i pandemii). Szukanie nowego punktu równowagi obserwujemy w postaci inflacji. Tyle, że z punktu widzenia przeciętnego Polaka nadchodzące zmiany nie będą miały żadnych pozytywnych aspektów (obecnie takim pozytywem jest wzrost przeciętnego poziomu życia). Znajdziemy się w sytuacji (to już ćwiczyliśmy pod rządami Tuska) w której na nic nas nie stać i jedyna akceptowalna postawa to klientyzm. Będziemy żebrać o wsparcie, a w zamian godzić się na pozbawianie własności, budowę IV Rzeszy i napływ obcych kulturowo imigrantów.
Może zatem należy się pogodzić z życiem w strukturach IV Rzeszy? To nie takie straszne. Powstało kilka filmów dotyczących alternatywnej historii, w której Hitler wygrał wojnę. One wszystkie są oparte na błędnym założeniu, że możliwe było zwycięstwo okupione krwawym terrorem na wielką skalę. W alternatywnej historii zwycięstwo hitleryzmu mogłoby nastąpić, ale dzięki zastosowaniu bardziej wysublimowanych środków. Takich, jakie współcześnie stosuje Putin. Co by się stało, gdyby Putin wygrał? Przecież nie musiałby nikogo mordować, ani nawet zniewalać. Ludzie by się przystosowali. Niektórzy nawet z wdzięcznością – wszak walczy z „tęczową zarazą” (Hitler walczył z „czerwoną zarazą”). Gdyby wygrał Hitler – po prostu Unia Europejska powstałaby 70 lat wcześniej. Jakie są atrybuty gospodarcze tego nowego, wspaniałego świata?
1. Niehomogeniczne traktowanie wschodu i zachodu Europy. Jedynym oczekiwaniem wobec zachodu jest uległość, gdy tymczasem wschód jest „naturalnym” polem eksploatacji.
2. Centralizacja oparta na politycznych regułach współdziałania władz politycznych z wielkim biznesem (centralne planowanie - jak w socjalizmie – jest zbędne).
3. Podporządkowanie polityki Wielkim Ideom (budowa gospodarczej i politycznej potęgi). W imię tej idei można niszczyć tych, którzy nie pasują do obrazka. Dlatego tak celebrują zwycięstwo nad konserwatywną Polską.
4. Zakłamanie. To jest fundament tego systemu. Dlatego można godzinami głosić szczytne hasła o różnorodności – niszcząc jednocześnie jej przejawy. Można mówić o „europejskich wartościach” stosując szantaż, przemoc i korupcję. Ważne jest to, żeby oficjalnie głoszone hasła układały się w lukrowany obrazek dla mas (a przynajmniej dla mało rozgarniętej młodzieży), a na wichrzycieli, którym to nie pasuje znajdzie się sposób….Wprost z tych założeń wynikają konkretne działania. Na przykład Unia Europejska w imię tych „wartości” musi przeciwdziałać wzrostowi konkurencyjności polskiej gospodarki, budowanemu w oparciu o unikalne zasoby i pojawiające się możliwości. Dlatego nadal będziemy gnębieni ideologią walki z CO2 („wielkie idee”: komuniści zawracali rzeki, a współcześni faszyści, bardziej ambitni - zawracają zmiany klimatu). Oczywiście musimy przyjąć walutę euro – bo nic nie dyscyplinuje lepiej, niż kontrola kasy. Można też zapomnieć o jakiejś istotnej roli w światowym handlu (niezależnie od tego, czy miałby to być „Nowy Jedwabny Szlak”, czy hub logistyczny dla towarów z USA).
Czy zatem to już nasz lokalny „koniec historii”? Chyba jednak nie. To się z Polakami nie uda (a jeszcze trochę polskości nad Wisłą zostało). Trudno odgadnąć przyszłość, ale nie możemy się spodziewać, że historyczny zwrot odbędzie się bez kolejnej ofiary z bohaterów. Nadciąga kolejny akt „Bożych Igrzysk”…..
Jerzy Wawro, 24-10-2023