Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Tak mówi Kodeks Karny ustanowiony nam miłościwie przez nasze prawnicze autorytety (art. 135. § 2). Nie ma chyba większej zniewagi Prezydenta, niż pomówienie go o to, że łamie prawo, a Konstytucję w szczególności. Tymczasem prawnicze autorytety robią to gremialnie. W tym gronie mamy promotora Prezydenta prof. Zimmermanna (który przy okazji wyraził ubolewanie – że Prezydent jest absolwentem UJ), koledzy Zimmermanna apelowali o o uszanowanie prawa – sugerując, że je łamie. Mamy profesoro-magistra Stępnia, który odgraża się Trybunałem Stanu). Mamy też innego prezesa TK, Andrzeja Zolla. I wielu, wielu innych. Ostatnio znów dał o sobie zasłużony w betonowaniu prawniczej postkomuny profesor Strzembosz.
Może jednak Prezydent jest przestępcą – bo te wszystkie prawnicze autorytety mylić się nie mogą? Gdy kiedyś ówczesny (i obecny) Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro publicznie oskarżył o łamanie prawa Doktora G. - te same autorytety jednoznacznie orzekły, że nie można rzucać takich oskarżeń bez wyroku sądu. Prezydentowi należy się chyba co najmniej taka ochrona jak doktorowi G. (ostatecznie skazanego zresztą przez sąd)? Tymczasem nie podjęto przeciw Prezydentowi nawet żadnych kroków prawnych. Dlaczego? Czyżby autorytety zapomniały w naszym systemie prawnym zapewnić możliwości przeciwdziałania łamaniu prawa? A może oni doskonale wiedzą, że ich oskarżenia nie mają podstaw? Dlaczego więc je rzucają? Czy może być w tym inny cel, niż poniżanie Prezydenta.
Jeśli tak – to rodzi się kolejny problem: zgodnie z treścią art. 304 § 2 KPK instytucje państwowe i samorządowe, które w związku ze swą działalnością dowiedziały się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, są obowiązane niezwłocznie zawiadomić o tym prokuratora lub policję oraz przedsięwziąć niezbędne czynności do czasu przybycia organu powołanego do ścigania przestępstw lub do czasu wydania przez ten organ stosownego zarządzenia, aby nie dopuścić do zatarcia śladów i dowodów przestępstwa.
Uniwersytet Jagieloński jest instytucją państwową, a jej władze w związku ze swoją działalnością musiały wiedzieć o pomówieniach profesorów prawa. Przestępstwo to jest zaś ścigane z urzędu. Dlatego ewidentnie zostało złamane prawo zarówno przez władze Wydziału Prawa i Administracji UJ, jak i władze tej uczelni.