Jak zwykle przy okazji świąt pojawiły się apele o pojednanie ludzi o różnych poglądach. Wyrażano także oczekiwanie na jasny głos Kościoła Katolickiego. I taki jasny głos zabrzmiał w postaci rezurekcyjnego kazania Arcybiskupa Michalika: Nowa Targowica się pojawiła. Oskarżają Polskę. Mobilizują obce narody na forach międzynarodowych do nienawiści wobec Polaków, którzy mieli odwagę wybrać innych, a nie ich samych. Zdumiewające spojrzenie. To się już dawno nie powtarzało. Ale to nie jest chwałą tych ludzi, że zaufanie, którym zostali obdarzeni przez część narodu, wykorzystują przeciw ojczyźnie.
Coś tu jest niejasnego? Coś trzeba dodawać?
Oczywiście antypolski salon trzęsie się z oburzenia, a „organ” naczelny „kościoła Adama Michnika” pisze coś o „Politycznej Wielkiej Niedzieli”. W kwestii politycznego zaangażowania Kościoła też nie ma żadnych niejasności. Kościół uległ żądaniom „salonu” i powstrzymuje się od deklaracji poparcia konkretnych partii politycznych, ale nie ma zamiaru powstrzymywać się od moralnych ocen działania w sferze polityki. Ponieważ zaś polskość i katolickość są u nas silnie ze sobą splecione – we wspomnianych ocenach bierze się pod uwagę nie tylko dekalog, ale też dobro Ojczyzny.
Tymczasem „targowica” nie odpuszcza i nawet w Wielką Niedzielę demonstrowało kilkudziesięciu (!) KOD'ziarzy. Co nimi kieruje? Bo z całą pewnością nie rozum. Według Witolda Gadowskiego mamy do czynienia z gangsterskimi powiązaniami: „Dla nich podniesienie skuteczności wymiaru sprawiedliwości w Polsce jest w istocie życiowym zagrożeniem. Odtworzenie polskich mediów jest dziś zadaniem na miarę obrony niepodległości. Niemieckie, okupacyjne media niszczą bowiem naszego ducha […] ciekawe jak nasi potomni spojrzą na Tomasza Lisa i jemu podobnych. Jeśli będą ukazywani jako gwiazdy z początku nowego stulecia...to znaczy, że jednak utraciliśmy niepodległość!”
Zagrożenie dla przyszłości Polski jest realne. Na szczęście trudna sytuacja Europy powoduje mobilizację polskości i coraz bardziej uświadamiamy sobie jej unikalną wartość. Uświadamiamy sobie, że nasze piękne tradycje to nie tylko obyczaj, ale nośnik wartości których warto bronić.
W sytuacji zagrożenia o „pojednaniu” można mówić wyłącznie w kategoriach mobilizacji. Na razie szkody działalności anty-Polaków nie są duże, więc każdy z nich może po prostu porzucić wrogą wobec Ojczyzny postawę. Żadne inne akty „pojednania” nie są potrzebne. Spór jest istotą demokracji i nie ma powodu, aby szukać jakiegoś konsensusu w obrębie działań stricte politycznych. Oczywiście pod warunkiem odrzucenia kłamstwa.
Powyższe dwa warunki (nie szkodzić Ojczyźnie i odrzucić kłamstwo) raczej na pewno zostaną niestety odrzucone przez „elity”. Służba kłamstwu sprawia, że anty-Polski salon na żądanie, by przestali szkodzić Polsce zareaguje oburzeniem: bo to przecież oni służą prawdziwemu dobru broniąc Polski przed PiS'em.
Polska jest państwem skrajnie słabym, bo władza musi tolerować nie tylko takie postawy, ale nawet konkretne działania - które teoretycznie są w świetle prawa karalne (jak wezwania Wałęsy i Schetyny do obalenia siłą legalnych władz). Miejmy nadzieję, że tylko do pewnej granicy. Co potem? Wojna domowa? To najgorszy scenariusz jaki mógłby się zdarzyć. Na szczęście on nie jest realny bez zewnętrznego wsparcia. „Elity” nie są zdolne do zbrojnego czynu, a ich wpływ na społeczeństwo jest chyba zbyt słaby, by zrobić „polski Majdan” (to dlatego wyłażą na ulice). Nie wiemy jednak jak silne są zagrożenia zewnętrzne i jaki jest cel sił, które z zewnątrz „wpierają” naszą demokrację..
Największą słabością Polski jest brak prawdziwych elit, które byłyby w stanie rozeznać sytuację i odsłonić prawdę w przekonujący sposób. Oni nawet na naszą historię nie potrafią patrzeć bez zakłamania. Z tego powodu Polacy nie są świadomi tego, jak bardzo instrumentalnie byliśmy i jesteśmy traktowani przez mocarstwa. Nie rozumieją tego, że nawet najszlachetniejsze pobudki nie bronią nas przed czynieniem zła. Na przykład możemy wierzyć w wielki patriotyzm Józefa Piłsudskiego, ale to przecież nie zmienia faktu, że wymarsz Legionów z Oleandrów był częścią polityki Niemiec, którzy chcąc uniknąć wojny na dwa fronty chciały wywołać w Polsce powstanie (bez szans w starciu z potężną armią rosyjską). Plany te nie powiodły się – może także dlatego, że wcześniej została wykonana wielka praca naszych Pozytywistów. Ten pozytywizm sięgający progu wiejskiej chaty był i jest nadal największą siłą Polski. To polski dom i wspierający go Kościół pozwala z ufnością patrzeć w przyszłość. Reszta w rękach Boga. Może pozwoli nam zachować państwowość i wykształcić nowe elity. O to właśnie się toczy wojna obecnych „elit” z narodem (mylnie nazywana wojną Polsko-Polską). Tu nie chodzi tylko o poglądy. Dużym uproszczeniem jest także mówienie o „odrywaniu od koryta”. To próba zepchnięcia w niebyt obecnych „elit”. Oni są wystarczająco mądrzy, by to rozumieć, ale zbyt głupi by się zmienić.