Trwają prawybory w USA. Wśród republikanów bezapelacyjnie prowadzi Donald Trump (wygrał w sobotę w Karolinie Południowej). Zwycięstwo Trumpa nadal nie jest pewne, gdyż od połowy marca będzie obowiązywać zasada „zwycięzca bierze wszystko”. Jeśli więc nastroje wyborców się zmienią, obecne sukcesy Trumpa będą bez znaczenia. Dodatkowo gdy z czasem zmniejszy się ilość kandydatów (właśnie wycofał się Jeb Bush), partyjni działacze skupią się na walce z Trumpem. Nie tylko dlatego, że to kandydat enty-systemowy, ale też dlatego, że sondaże dają większe szanse zwycięstwa z Demokratami kandydatom innym niż Trump.
Największe szanse na zwycięstwo zachowuje nadal Hillary Clinton. Nawet jeśli Sanders zwycięży w prawyborach, ma małe szanse na nominację. W prawyborach decyduje się bowiem o podziale 2382 delegatów. Dodatkowo jednak działacze partyjni stanowią grupę 712 superdelegatów, z których większość popiera Clinton. Zakładając poparcie dla Clinton powyżej 600 superdelegatów, Sanders musiałby w prawyborach zdobyć głosy ponad 60% delegatów – a to jest mało realne.
Prawdopodobnie będzie więc starcie Trump – Clinton. Jeśli zwycięży Clinton, to praktycznie nic się nie zmieni. Jeśli jednak wygra Trump (albo Sanders)? Zmienić się może wszystko. Polska polityka nastawiona na konfrontację z Rosją i wsparcie ze strony USA okaże się katastrofą. Czy naprawdę warto ponosić takie ryzyko?