Propozycje reform podatków i zmiana polityki zagranicznej proponowane przez Trumpa mogą wzbudzać kontrowersje, ale nie są dziełem szaleńca. Nie są też bardziej kontrowersyjne. niż obecna polityka. Trump chce obniżyć podatki opodatkowując równocześnie dodatkowo najbogatszych Amerykanów. Chce porozumieć się z Rosją, a na Chinach wymóc urealnienie waluty, aby w ten sposób zlikwidować cenowy dumping ich towarów. Idiotyczne są z pewnością pomysły, by wszystkich nielegalnych imigrantów usunąć z USA i wybudować mur na granicy z Meksykiem. To może być jednak jedynie zapowiedź drastycznych reform prawa imigracyjnego, czego USA z pewnością potrzebuje.
Poparcie dla miliardera Trumpa ze strony ubożejącego społeczeństwa USA może wyglądać na paradoks. Jednak w rzeczywistości pokazuje ono, że to społeczeństwo jest mądrzejsze, niż na ogół się uważa. Fundamentem Ameryki była mentalność przedsiębiorcy, którą uosabia Trump. Wszystko co osiągnął zdobył własną pracą. Amerykanie cenią takich ludzi i potrafią ich odróżnić od pasożytów, na których pracuje system (głównie finansowy). Trump nie potrzebuje pieniędzy od „systemu”, a nawet zarabia na kampanii wyborczej, każąc sobie płacić za udział w telewizyjnych wystąpieniach. Jest więc nie do zaakceptowania – bo jest „nieprzewidywalny”. W czasie ostatniej debaty przyznał, że potrafi zmieniać swoje opinie: „Nigdy nie widziałem osoby odnoszącej sukcesy, która nie byłaby elastyczna. Musisz być elastyczny, bo się uczysz - bronił się Trump. Podczas debaty przyznał, że jest za zwiększeniem liczby wydawanych przez USA wiz dla pracowników wysoko wykwalifikowanych, mimo, że na stronie jego kampanii wciąż można przeczytać, iż jest przeciw. - Zmieniłem zdanie. Potrzebujemy wysoko wykwalifikowanych ludzi”. Raczej trudno przypuszczać, by taka deklaracja prowadziła do zmniejszenia ilości zwolenników. Dla coraz większej ilości polityków i komentatorów – łącznie z kontrkandydatami – przestaje on być nieakceptowalnym. Jego szanse na zwycięstwo (i to końcowe – w listopadzie) są coraz bardziej realne.