Jak co roku w majowe święta czeka nas eksplozja patriotyzmu połączona z głupowatym utyskiwaniem na brak jedności w „narodzie”. Samo postawienie pytania: dlaczego obywatele III RP mają czelność nazywać swój kraj Polską, a siebie Polakami wywoła zapewne święte oburzenie. Oczywiście używanie takich terminów ma swe uzasadnienie w prawie międzynarodowym. Nie chodzi jednak o aspekty prawne i administracyjne. Gdyby tak było – moglibyśmy na przykład nazwać swój kraj „Krainą Krasnoludków” (pewnie bardziej adekwatnie) albo „Antypisowo” i prosić o międzynarodowe uznanie dla tej nazwy.

Używanie nazwy „Polska” jest zaszłością historyczną i w tym kontekście nie wymaga usprawiedliwienia. Jednak deklaracja: „jestem Polakiem” mówi nam coś więcej, niż „mieszkam w Polsce”, albo „mam polskie obywatelstwo”. Odpowiedź na pytanie tytułowe sprowadza się do ustalenia, czy to „coś więcej” opiera się na prawdzie. Przeanalizujmy zatem treść tej deklaracji.

Chyba każdy uzna, że mówiąc „jestem Polakiem” deklarujemy przynależność do wspólnoty Polaków. Możemy się spierać, o to czy jest to wspólnota losu, wspólnota idei, czy wspólnota osób w jakiś sposób ze sobą związanych. To w tej chwili nie jest najważniejsze, gdyż w każdym wypadku trzeba uznać, że ta wspólnota jest obecnie niszczona przez lewackie chordy. To dość powszechna opinia i raczej trudno uznać ją za wyraz obsesji. Oto jak opisuje problem weekendowa „Rzeczpospolita”: Nie jest więc tak, że toczy się swobodna gra różnorodnych idei, trendów i mód, że istnieje prawdziwie wolny rynek w dziedzinie kultury, lecz że po jednej ze stron – właśnie po stronie fetyszyzowanej i dogmatycznej „awangardy", po stronie eskalującego relatywizmu i nihilizmu – stoi władza: instytucje państwowe i konsorcja prywatne, które z rozmaitych powodów hołdują tej ideologii. W tych warunkach walka jest nierówna. Mamy do czynienia z zamaskowaną dyktaturą mającą do dyspozycji ogromne środki finansowe i propagandowe. Promowane i nagradzane są określone treści, tematy i formy. Co więcej, przedstawiane są one jako „postępowe" czy wręcz „rewolucyjne", a od tych, którzy je podejmują, wymagające odwagi i siły charakteru. Faktycznie jest odwrotnie. Wpisywanie się w ten nurt jest aktem wybitnie oportunistycznym, a uprawianie tego rodzaju sztuki nie wymaga większych zdolności ani kunsztu, bo to łatwizna.

[...]Polska, zapóźniona i wbita w kompleksy przez 50-letnie rządy komuny, stała się terenem niezwykle podatnym na rozwój postmodernistycznej choroby [„Zamaskowana dyktatura”].

Problemem największym nie jest ten atak, tylko bierna uległość większości społeczeństwa. Akceptuje ono nie tylko panowanie lewactwa, ale także wszelką zdradę i brak odpowiedzialności rządzących. Przyzwoity człowiek nie ma prawa tego akceptować. Pojawia się podział na „my” i „oni”, który wyklucza jakąkolwiek wspólnotowość. Jeśli odniesiemy tą sytuacje do okresu stanu wojennego, to widzimy zasadniczą zmianę. „Oni” - ci którzy działali na szkodę narodu stanowili mniejszość nie akceptowaną przez zdecydowaną większość narodu, świadomego swego losu. Teraz większość społeczeństwa akceptuje biernie swój los, a ci którzy się buntują są często zbyt głupi aby ich działania miały jakiekolwiek znaczenie. Taki jest obraz polskiego społeczeństwa. Społeczeństwa które przejęło tradycję polskości. Przejęło, czy raczej "przywłaszczyło sobie". Jakim prawem?

 

Jerzy Wawro, 2-3 maja 2015

PS.

Wczoraj w „Radiu Maryja” profesor Ryba postawił tezę, że upadek I Rzeczpospolitej nie był skutkiem upadku narodu, tylko sił zewnętrznych. Ma o tym świadczyć zdolność do odrodzenia.

Ja się z tym nie zgadzam. Uważam, że nastąpił upadek narodu, a odrodzenie nastąpiło dzięki wzrostowi świadomości narodowej i zaangażowania szerokich mas, które nie były w I Rzeczpospolitej traktowane podmiotowo (nie stanowiły fundamentu narodu). Nie było więc „odrodzenia się” narodu, tylko powstanie nowego dzięki herbertowskiej „substancji”. Podobnie było w PRL'u, gdy pobożne masy (pogardzanego „polactwa” Ziemkiewicza) wypełniły miejsca spotkań z Janem Pawłem II. Teraz substancja narodu jest niszczona skutecznie, więc obecny upadek będzie zapewne ostateczny.