W minionym tygodniu w Rzeszowie odbyła się debata o prywatyzacji, w której udział wzięli między innymi animatorzy tego procederu z Emilem Wąsaczem i Krzysztofem Kaczmarkiem na czele. Zapytany o błędy prywatyzacji Wąsacz stwierdził, że tylko ten kto nic nie robi, nie popełnia błędów. To jedna z półprawd, które są często traktowane jako twarde reguły postępowania. Cała prawda jest zaś taka, że prawo popełniania błędów nie zwalnia z odpowiedzialności za ich skutki. Panowie „prywatyzatorzy” byli zresztą sowicie wynagradzani dlatego między innymi, że piastowali stanowiska obciążone dużym ryzykiem. Jeśli stwierdzenie, że mamy prawo do błędu kończy sprawę, to otwiera się pole działania dla ludzi niekompetentnych i głupich. Dureń nie będzie się bał ryzyka, jeśli nie grożą mu żadne konsekwencje. Wąsacz wspomniał, że błędem były zbyt wysokie prowizje dla NFI. Gdyby nie był głupcem, to znałby realia rynku ubezpieczeń, w świetle których określenie „za wysokie” jest zdecydowanie zbyt łagodne. Dla przykładu koszty działalności (bez akwizycji) PZU Życie były wówczas w stosunku do przypisu składki o wiele niższe. A przecież te koszty obejmowały całą sieć placówek, tysiące pracowników od aktuariuszy po likwidatorów szkód itd... Tymczasem NFI nie miało nawet swojego systemu informatycznego, tylko rozliczanie za nie robił ZUS. Trzeba było naprawdę skrajnej ignorancji (albo i coś więcej), aby zgodzić się na takie prowizje.

Pana Wąsacza można zrozumieć. Stwierdzenie, że kto nic nie robi - ten nie popełnia błędów, to bardzo łatwe usprawiedliwienie. Pytanie zasadnicze: dlaczego takie usprawiedliwienie jest akceptowane przez społeczeństwo. Pan Wąsacz ma jakiś proces za szkody które porobił w swej ignorancji. Ale to przecież nie jest największy szkodnik. Gdyby chcieć rozliczyć szkody, jakie popełnił rząd Buzka, to należałoby go zamknąć na dożywocie w całości. Jednak ci ludzie mogą liczyć na bezkarność, gdyż Polacy nie dostrzegają związków między ich działalnością, a problemami jakie się pojawiają w Polsce.

Ciekawym byłoby znaleźć odpowiedź na pytanie o przyczyny, jakie zdaniem Polaków jest źródłem zła które ich dotyka. Żydzi wierzą w to, że zły los to kara Boża. Hinduiści mówią o złej karmie. A jak to postrzega chrześcijańskie społeczeństwo Polski? Zrządzenie losu? Światowy spisek przeciw Polsce? A może działalność złośliwych krasnali, którzy psocą, gdy my spokojnie śpimy?

Narzekamy na przykład na upadek kultury – zwłaszcza w sferze publicznej. Ale staruszek, który walnie przyczynił się do tego zalewu chamstwa przeszedł właśnie do panteonu bożków III RP. Jeśli nie dostrzegamy żadnej jego przewiny, to zapewne jakieś złe gnomy musiały stać za jego chamskimi wystąpieniami, ostro różnicującymi społeczeństwo.

Polacy dość gremialnie narzekają na samowolę i bezkarność władzy. Ale skoro to krasnale za tym stoją, to widać nic się zrobić z tym nie da. Ot – pośmiejemy się na przykład z tego, że zasymulowano pod Inoworcławiem budowę obwodnicy dla „pana Prezydenta”:


Cóż w tym złego? Nic – jeśli te maszyny były przez krasnale uruchamiane. Jeśli jednak obecności krasnali nie stwierdzono, to ktoś musiał nimi kierować, ktoś musiał zapłacić za ich transport, pracę robotników i paliwo. Oglądał pewnie ten film niejeden urzędnik państwowy i jakoś nikomu nie przyszło do głowy, że oto mamy prawdopodobnie doskonale udokumentowany przykład niegospodarności. Krasnali sądzić przecież nie będziemy!

Kiedy jeszcze Polska była krajem chrześcijańskim, mieliśmy przysłowie: człowiek strzela, ale Pan Bóg kule nosi. W Trzeciej RP bardziej pasuje przysłowie: Polak chce dobrze, ale krasnale dbają o to, by wyszło jak zwykle......