Julian Tuwim – wielki poeta polski kochał prosty lud i nienawidził faszystów. Pod wpływem wojennych przeżyć nienawiść do faszystów stała się nienawiścią do Niemców, a zatroskanie o los polskich chłopów i robotników przekształciła się w miłość do sowietów. Poeta dał wyraz tym uczuciom pisząc „Kwiaty Polskie”. Słynna „Modlitwa” pochodząca z tego poematu nie kończy się na fragmencie:
Każda niech Polska będzie wielka:
Synom jej ducha czy jej ciała
Daj wielkość serc, gdy będzie wielka,
I wielkość serc, gdy będzie małą.
Choć tak właśnie jest często przytaczana – w podręcznikach, na akademiach, czy nawet wśród duszpasterskich pomocy. Poemat ma ciąg dalszy – tyle, że nieco szokujący:
Wtłoczonym między dzicz niemiecką
I nowy naród stu narodów -
Na wschód granicę daj sąsiedzką,
A wieczną przepaść od zachodu.
Ta miłość do sowietów stała się powodem zerwania przez Jana Lechonia wieloletniej przyjaźni z Tuwimem. Piotr Matywiecki w znakomitej książce poświęconej wielkiemu Poecie przytacza dramatyczny list kończący tą przyjaźń: „Ostatnia nasza rozmowa telefoniczna dopełniając miary Twoich niezliczonych odezwań się pełnych ślepej miłości do bolszewików, katów i morderców narodu polskiego, przekonała mnie, że nie uda mi się dłużej oddzielać Twoich poglądów politycznych od Twojej osoby i że będzie ona między nami raz na zawsze ostatnią. […] Mogę i muszę Cię jednak zapewnić, ponieważ Twoje informacje polityczne pochodzą najwyraźniej ze złych źródeł, że jeśli istnieją między Polakami różnice zdań co do polityki polsko-rosyjskiej i taktyki jaką w niej należy stosować – to nie ma Polaka [...], który by nie uważał że bolszewicy postąpili wobec Polaków jak mordercy i zbrodniarze, godni swoich niedawnych sprzymierzeńców, zbójów hitlerowskich”.
Jeszcze bardziej szokujący jest dalszy fragment „Modlitwy”, kontrastujący z wcześniejszymi strofami poprzez zupełnie obcą chrześcijanom żądzę zemsty:
Dłonie Twe, z których krew się toczy,
Razem z gwoździami wyrwij z krzyża
I zakryj, zakryj nimi oczy,
Gdy się czas zemsty będzie zbliżał.
Przyzwól nam złamać Zakon Pański,
Gdy brnąć będziemy do Warszawy
Przez Tatry martwych ciał germańskich,
Przez Bałtyk wrażej krwi szubrawej.
Piotr Matywiecki komentuje te słowa następująco: „etyka Tuwima, wyrażana przez niego chrześcijańskimi kategoriami, czasami obracała się przeciw podstawom chrześcijaństwa i wówczas budziła opór wierzących”. Nawet więźniarki Oświęcimia nie chciały tych słów recytować.
Żądza zemsty nie przystoi Polakom wychowanym w chrześcijańskiej tradycji. Jednak określenie „dzicz niemiecka” nie budziło takich oporów – jako zupełnie adekwatna ocena tego, co w czasie wojny robiły „wypierdy germańskiego ducha” (jak w innym miejscu określił faszystów Tuwim). Tak było do czasu pamiętnego orędzia polskich biskupów: „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Nastał czas pojednania, później (po 1989 roku) czas intensywnej współpracy, a może nawet przyjaźni. Symbolicznym końcem tego okresu był „hołd polski” złożony przez Ministra Sikorskiego: „Niemcy stały się niezbędnym narodem Europy. Nie możecie sobie pozwolić na porażkę przywództwa”. Co prawda Sikorski wzywał Niemcy do przywództwa bez dominacji, ale jeśli mówił to poważnie – to jego orientację w kwestii pozycji Niemiec w UE można przyrównać do orientacji Tuwima co do roli ZSRR. W tym czasie trwał już w najlepsze kryzys grecki, który w końcu uzmysłowił Europejczykom, że zmierzamy ku IV Rzeszy. Profesor Legutko wprost zarzucił Kanclerz Merkel chęć dominowania. Jednak to wszystko było dopiero preludium do szału, który obecnie ogarnia Niemcy. Póki jeszcze ich niewybredne ataki dotyczyły „pisiorów”, można było to tłumaczyć uleganiem antypolskiej „opozycji” wewnątrz naszego kraju, czy pochodzącymi z tego samego źródła obawami o antyniemieckość. Jednak „germański duch” odradza się z coraz większą intensywnością. W tym tygodniu niemiecka telewizja publiczna ZDF uczestniczyła w bezczeszczeniu przez polskie feministki jednej z warszawskich świątyń. Ta sama telewizja nadała niedawno „program satyryczny” w którym „dziennikarz” na tle flagi tureckiej obraża prezydenta tego kraju w sposób tak obleśny, że to może śmieszyć tylko jakichś kompletnych degeneratów. Na dodatek obleśna germańska świnia, która jest obecnie przewodniczącym Parlamentu Europejskiego nie omieszkała pouczyć oburzonego Erdogana: „panie Erdogan, posunął się pan o krok za daleko. Nie w ten sposób. Satyra jest podstawowym elementem kultury demokratycznej”.
Może więc jednak Polacy niepotrzebnie cenzurują Tuwima? Skoro taka jest niemiecka „kultura demokratyczna”, to słowo „dzicz” jest zupełnie adekwatne.
Pani Kanclerz Merkel skrytykowała „satyrę” ZDF jako „świadomie obraźliwą” - dodając, że wolność słowa nie jest nieograniczona. Jednak akurat w tej kwestii należy raczej zgodzić się przewodniczącym PE. Gdyby Niemcy cenzurowały tego typu wypowiedzi, to świat nadal sądziłby, że ma do czynienia ze społeczeństwem, które udało się ucywilizować.