Prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc to rzadki w Polsce przykład polityka pragmatycznego. Ostatnio wiele szumu powstało wokół „egzotycznej” - jak to ochrzciły media – koalicji z PiS, jaką chce on zawrzeć. Podobno chce nawet dać dotychczasowej opozycji w mieście stanowisko wiceprezydenta. Zapytany o to wprost mówi bez ogródek: „Zawsze interesuje mnie współpraca z ludźmi, którzy mogą dać pieniądze miastu. Gdybyśmy taką koalicję zawiązali, z pewnością łatwiej rozmawiałoby się w Warszawie o rozwoju Rzeszowa. Ja reprezentuję mieszkańców. Partie polityczne się zmieniają, krajem rządzą nowi ludzie i na te zmiany trzeba być otwartym. Dlatego nie mówię nie takiej koalicji”.
Jeden z radnych PiS przed kamerami wielce się oburza – bo przecież oni dla dobra miasta wszystko i nie trzeba ich przekupywać….
Która postawa jest bardziej sensowna?
Można się oburzać na Tadeusza Ferenca – a poza Rzeszowem wielu go po prostu nie lubi. Na przykład mieszkańcy gmin, które chce na siłę przyłączyć do miasta. Ale taki pragmatyzm w działaniu jest niezwykle cenny. Polacy mają skłonność do walki z rzeczywistością, tracąc w ten sposób energię na „kopanie się z koniem”. Radny PiS zamiast grać niepokalane poczęcie mógłby przed kamerami rozwiać obawy, że władze jego partii za stanowisko sprzedadzą Rzeszowowi wspomniane gminy. Na „piękne słówka” bowiem popytu nie ma.