Współczesna ekonomia ma wiele cech wspólnych z mitologicznym widzeniem świata. Święte prawa ekonomii to często luźno związane z rzeczywistością reguły, które trwają pomimo dowodów na ich fałszywość. Ekonomiści mają swoich bożków i swoje mitologiczne objaśnienia rzeczywistości. Odstępstwa od doktryny są na szczęście karane jedynie ostracyzmem (chyba, że to zagraża czyimś interesom), a nie paleniem na stosie jak drzewiej bywało.

Dlatego na pisanie prawdy pozwalają sobie głównie ludzie, którzy i tak już pełnią rolę oszołomów. Dlatego w Polsce nie ma dyskusji na temat głośnej książki Piketty'ego „Capital in the Twenty-First Century” [Kapitał w XXI wieku]. Warto więc przynajmniej odnotować polskie tłumaczenie krótkiego artykułu „oszołoma” Stiglitza („Problemem nie jest kapitał, ale brak demokracji”), który zwraca uwagę na kilka najistotniejszych tez tej książki:

1. Okresy następujące po wielkich katastrofach (jak II Wojna Światowa) według mitologii ekonomistów to okres nadrabiania konsumpcji, odkładanej ze zrozumiałych względów w czasie.. Piketty widzi to natomiast następująco: Była to epoka gwałtownego wzrostu gospodarczego, a podział jego owoców miał charakter powszechny. Poprawiała się sytuacja wszystkich warstw społeczeństwa, ale ci na samym dole drabiny społecznej zyskiwali proporcjonalnie najwięcej.


2. Kolejny mit dotyczy reform gospodarczych Ronalda Reagana i Margaret Thatcher, które podobno dały podstawy wzrostu z którego owoców wszyscy korzystają (słynna metafora łodzi unoszących się wraz z przypływem). Piketty zaś dowodzi: Następstwem owych zmian był jednak wolniejszy wzrost i nasilenie niestabilności globalnej, a z poprawy koniunktury, jaka miała wówczas miejsce, korzyść odnosili w większości ci na szczycie.

 

Poprzednik francuskiego ekonomisty, który dokumentował te tezy – N. Chomsky jest powszechnie uważany za przebrzydłego komucha.

 

3. Piketty dokumentuje wielki wzrost relacji majątku do produkcji. Takiemu wzrostowi powinien – według standardowej teorii – towarzyszyć spadek zwrotu z kapitału oraz wzrost płac. Nie wygląda jednak na to, by zwrot z kapitału dziś się obniżył, natomiast płace – owszem. Na przykład w USA przez minionych czterdzieści lat przeciętne wynagrodzenie zmalało o 7 proc.
Pozostając w zgodzie z ekonomiczną mitologią można stwierdzić na przykład, że powiększanie majątku społeczeństwa nie łączy się ze wzrostem kapitału produkcyjnego (na przykład przez wzrost cen nieruchomości). Wyjaśnienie nieortodoksyjne: przyrost majątku finansowego społeczeństwa oznacza jedynie zmianę majątku „niemierzalnego” na mierzalny.

Co to znaczy zamiana majątku „niemierzalnego” na mierzalny?

Zrozumienie tego jest sprawą absolutnie najważniejszą. Niemierzalna jest na przykład godność ludzka. Jeśli wskutek działań naszych kapłanów ekonomii kilkadziesiąt tysięcy polskich kobiet zostało sprzedanych do zachodnich burdeli, to powstała określona wartość ekonomiczna, mierzona w żywej gotówce. Oczywiście ten przykład nie pochodzi od Piketty'ego ani od Stiglitza – bo to są przecież kulturalni ludzie, szanujący „naukę”, która bez wątpienia jest ekonomia ;-).

 

Stiglitz opisuje w to miejsce przykłady mechanizmów realizacji tej zamiany niemierzalnego w mierzalny:

[…] Gdy siła monopoli rośnie, albo gdy firmy (takie jak banki) wynajdują lepsze sposoby wyzysku zwyczajnych klientów, odzwierciedla się to w wyższych zarobkach, a po ich kapitalizacji – w przyroście majątku finansowego. Kiedy jednak do tego dochodzi, pomimo wzrostu objętego oficjalnym pomiarem bogactwa następuje obniżenie dobrobytu społecznego i efektywności ekonomicznej. Dzieje się tak dlatego, że nie uwzględniamy wówczas towarzyszącego temu zjawiska obniżania wartości kapitału ludzkiego – majątku, jakim są pracownicy.

Ponadto, gdy banki swoje wpływy polityczne wykorzystują z powodzeniem do uspołecznienia strat i zatrzymują coraz więcej nieuczciwie osiągniętych zysków, rośnie wymierny majątek w sektorze finansowym. Nie mierzymy natomiast odpowiadającego temu spadku zamożności podatników. Podobnie jest, gdy wielkie przedsiębiorstwa przekonają rząd do przepłacania za ich wyroby (jak to się zwykle udaje głównym firmom farmaceutycznym) albo do udostępniania im zasobów publicznych po cenach niższych od rynkowych (co się zazwyczaj udaje firmom wydobywczym) – odnotowuje się wówczas zwiększenie majątku finansowego, choć zamożność zwykłych obywateli nie rośnie.

W podsumowaniu Stiglitz wyraża nadzieję, że przewidywane przez Piketty’ego dalsze zwiększenie nierówności nie będzie miało miejsca. Bowiem reguły funkcjonowania gospodarki ustalają siły polityczne podlegające demokratycznej kontroli. Jeśli ustalimy właściwe reguły gry, to może nawet będziemy w stanie przywrócić szybki wzrost (w którym uczestniczą wszyscy) jaki w połowie XX wieku cechował bogate społeczeństwa. Najważniejsza ze stojących dziś przed nami kwestii nie dotyczy bowiem kapitału w XXI wieku. Dotyczy demokracji w XXI wieku.

 

PS.

Jeśli ktoś ma nadzieję, że to ekonomiści znajdą rozwiązanie najlepsze obecnych problemów świata, to powinien przeczytać inny tekst na tym samym portalu: Potrzeba pilnych reform strukturalnych w Eurolandzie. Jedno zdanie wystarczy, aby wyrobić sobie opinię: Bardzo wyraźny staje się kluczowy problem ekonomiczny: mamy do czynienia z niemal desperacką potrzebą większej przestrzeni fiskalnej w strefie euro, bo tylko to może ożywić popyt, w tym inwestycje w Niemczech.