Dziennikarze ekonomiczni już policzyli: biada nam ach biada, jeśli Andrzej Duda spełni swe obietnice: „Likwidacja podatku od emerytur, podniesienie kwoty wolnej czy 500 zł dodatku na dzieci może kosztować prawie 70 mld zł rocznie”. W czasach słusznie minionych Jan Pietrzak śmiał się: "państwo dopłaca do mleka, stoczni, hut, transportu kolejowego, ... - do wszystkiego. Skąd bierze - nie wiadomo". Po odrzuceniu tych bzdur wraz z systemem, który one charakteryzowały, zbudowaliśmy nowy system – z nowymi idiotyzmami. Polaków wytresowano jak te małpy, nakazując im każde przedsięwzięcie zaczynać od policzenia ile to kosztuje. Potem pojawia się mantra ummmmm - budżet nie jest z gumy, a pan nasz i władca bankier nie będzie nas kredytował w nieskończoność. Gdyby wszyscy Polacy przechodzili edukacyjną tresurę na jakiejś akademii ekonomicznej – można by to zrozumieć. Ale żeby stosunkowo dobrze wykształcony naród dał się tak omotać grupce idiotów tylko dlatego, że mają profesorskie tytuły?
Weźmy na przykład emerytury. Odpowiednio wytresowany ekonomista rozumuje tak: skoro oni nie pracują, to muszą się na nich złożyć pracujący. Każdemu trzeba trochę zabrać, żeby naskładać na emerytury. Stosunek ilości pracujących do nie pracujących jest sprawą kluczową. Normalny ekonomista (zachowujący trzeźwość myślenia) rozumuje tak jak niektórzy kandydaci na prezydenta. Podatek od emerytur państwo przeznacza na swoje wydatki – często uzasadniane dobrem tych emerytów. Bywa więc tak jak zauważyła Magdalena Ogórek: emeryt mieszka przy eleganckim skwerze z wyremontowanymi uliczkami, ale nie ma co do garnka włożyć. Jeśli zostawimy im te pieniądze, to oni wydadzą je w sposób bardziej racjonalny, ale i tak wrócą one do gospodarki (podnosząc nasze PKB). Człowiek, który z ekonomią nie ma nic wspólnego, ale potrafi myśleć systemowo rozumuje tak: aby zapewnić godne życie wszystkim ludziom potrzeba wykonać pewną pracę. Przypada ona w udziale głównie osobom w wieku produkcyjnym. Jeśli suma produktywności (liczonej jako zdolność do wykonania takiej użytecznej pracy) osób zdolnych do pracy jest zbyt mała, to nie możemy sprostać temu zadaniu. A jest? Oczywiście, że nie. Zatem pytanie zasadnicze brzmi: czy chcemy i potrafimy jako społeczeństwo zaopiekować się ludźmi na emeryturze i zapewnić im godne życie na starość. Jeśli tak – to całą resztę: czyli organizację tej pracy i jej rozliczenie należy powierzyć fachowcom, aby to zorganizowali. Ta praca do wykonania to przecież potencjalny wzrost PKB. A to nawet ekonomistów powinno uszczęśliwić.