Po oskarżeniach rządu Syrii o zagazowanie setek swoich obywateli, prezydent Obama ogłosił, że rozważa ograniczoną interwencję militarną. Donosił o tym między innymi Washington Post 26 sierpnia. W dniu następnym ceny złota zaczęły gwałtownie rosnąć. Wysokie ceny utrzymywały się do 1 września. Ekspert napisał: „Syria udowadnia, że złoto cały czas jest bezpieczną przystanią”. W tym samym dniu ceny równie gwałtownie spadły. Inny ekspert wyjaśnił, że to z powodu konsultacji Obamy z Kongresem w sprawie interwencji (co pewnie odczytano jako wycofywanie się rakiem z głupiej deklaracji). W dniu następnym złoto znów poszło gwałtownie w górę. Na polskich portalach, które nie zdążyły zareagować dnia poprzedniego, obowiązywała wersja z soboty. Amerykanie tymczasem popadli w filozoficzną zadumę nad naturą złota.
Czy złoto, to „bezpieczna przystań”? Nie wykluczone, że tak nazywa się odpowiednia procedura w programie komputerowym Goldman Sachs, lub innego bankiera, który prowadzi tą grę. Czy gdyby zamiast nastrojów Obamy wzięto pod uwagę poziom Bugu we Włodawie, to ceny złota wahałyby się w zależności od poziomu wody? Oczywiście że tak, ale pod warunkiem, że udałoby się wmówić rzeszom graczy, że ten poziom jest w jakiś sposób skorelowany z wartością złota. Skoro wierzą w korelacje z groźbami Obamy, to może i w to by uwierzyli?