Cieszą się eksperci i pracodawcy, bo „imigranci powoli wypełniają lukę po Polakach, którzy wyemigrowali, głównie do Wielkiej Brytanii”: Polska jest coraz atrakcyjniejszym rynkiem pracy dla cudzoziemców. W ciągu dziewięciu miesięcy tego roku złożyli oni 100 tys. wniosków o zezwolenie na pobyt w naszym kraju - to o jedną trzecią więcej niż w takim samym czasie 2015 roku.
A jakby ktoś nie wierzył polskim ekspertom (co byłoby dziwne, bo oni niczym się nie różnią od ekspertów „wiodących krajów”) - to ma potwierdzenie w raporcie Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Podobno według niego „imigranci, bez względu na kwalifikacje, przyczyniają się do wzrostu dobrobytu państw, które ich przyjmują”.
Jeśli ktoś nie jest ekspertem, to może mu się wydawać, że setki tysięcy wykształconych specjalistów opuszczających nasz kraj z myślą o pracy zarobkowej rzeczywiście przyczynia się do wzrostu dobrobytu krajów do których się udają. Ale setki tysięcy „uchodźców”, którzy kierują się tam gdzie wyższy „socjał” to już niekoniecznie. Poza tym Polacy ze swym częściowo odziedziczonym (taki parszywy kod kulturowy) a częściowo wytresowanym (taka jest rola „eliciarni”) poczuciem niższości nie starają się na siłę „ubogacić” tubylców swymi obyczajami.
Ale eksperci jak to eksperci – postrzegają świat bardziej dogłębnie, ale gdy się pochylają nad problemem, tracą perspektywę jaka jest dostępna w postawie wyprostowanej.
Jeśli na Ukrainie nadal będzie postępować rozkład państwa, to do Polski może ruszyć nawet kilka milionów uchodźców. Co wtedy? Jak już wypełnią istniejącą „lukę”, to będziemy ją poszerzać? Wielka Brytania chce się pozbyć imigrantów z Polski, a nie ich przyjmować. W pozostałych państwach też daje o sobie znać problem „ubogacania”. No to może wrócić do pomysłu z Madagaskarem ;-)