To co dzieje się z amerykańską walutą po wyborach w USA stoi w doskonałej sprzeczności z głoszonymi obawami. Na tydzień przed wyborami 400 ekonomistów amerykańskich podpisało się pod listem w którym wieszczyli: "Jeśli Donald Trump zostanie wybrany, będzie stanowił zagrożenie dla demokratycznych i ekonomicznych instytucji oraz dla dobrobytu państwa". Jeszcze w dniu wyborów chwilowy spadek kursu dolara opisywano gdzieniegdzie jako początek katastrofy. Od tamtej pory dolar zyskał do euro (i złotego) kilka procent. Tłumaczenie tego oczekiwaniem na podwyżki stóp procentowych w USA jest niepoważne.
W czasach słusznie minionych telewizja nadawała cykl filmów o historycznej tematyce. Nawiązuje do niego słynna scena z filmu Barei „Miś” - w której kot ma udawać zająca.
Od tamtej pory określeniem „prawda czasu – prawda ekranu” opisuje się szczególnie żenującą propagandę. Najwyraźniej idealnie pasuje to do oceny ekonomicznych skutków prezydentury Trumpa. Gdy masz podpisać propagandowy list, który daje poczucie wspólnoty w nienawiści – przychodzi to znacznie łatwiej, niż gdy masz postawić na giełdzie żywą gotówkę. Nawet krytycyzm wobec tego hazardu nie zmienia faktu, że kursy giełdowe lepiej oddają rzeczywistość, niż opowieści medialnych ekspertów.
Ciekawe rzeczy dzieją się w Chinach. Wczoraj nastąpił spadek kursu dolara do yuana – do poziomu sprzed wyborów. Dzisiaj od rana nastąpił powrót do poziomu sprzed spadku. Ale te wahania mieszczą się w korytarzu ułamka procenta, gdy tymczasem wobec euro dolar zyskał prawie 3% a wobec złotówki ponad 5%.