Amerykański Bloomberg BusinessWeek opisuje, „jak Polska stała się najbardziej dynamiczną gospodarką Europy”. Polskie media z satysfakcją odnotowały, że inni nas chwalą, ale nie wysiliły się na najmniejszą refleksję. Można się też spodziewać, że tradycyjnie już mafia uzna to za pochwałę swych rządów, a opozycja będzie dowodzić, że wcale nie jest tak dobrze z perspektywy lodówki Kowalskiego.
Liczby, na których opierają swe opinie Amerykanie, nie kłamią. Dla przykładu poniższy wykres pokazuje realny wzrost PKB Polski na tle Europy:
Liczby nie mówią wszystkiego. Ten wzrost gospodarczy jest w dużym stopniu osiągany dzięki produkcji zachodnich przedsiębiorstw, wykorzystujących w Polsce tanią siłę roboczą. Transfer zysków za granicę połączony jest z drenażem finansowym przez system bankowy (w Polsce utrzymywane są bardzo wysokie stopy procentowe przy minimalnej inflacji). Stale rośnie horrendalne zadłużenie. Z drugiej strony wzrost jest w znaczącym stopniu wspierany funduszami UE oraz transferami od emigrantów. Nie jest więc miarodajnym świadectwem siły gospodarki.
Wymienione wyżej negatywne czynniki należy traktować jako poniesione koszty przemian, które możemy uznać za zbyt duże, ale nie możemy ich cofnąć. Powinny one jednak być zobowiązaniem dla takich działań, aby ponoszące je społeczeństwo jako całość miało realne i długofalowe korzyści z obserwowanego wzrostu.