Czy problem uchodźców burzy mit polskiej solidarności? Problem jest o wiele głębszy. Naturalną dla człowieka potrzebę pomagania bliźnim realizujemy głównie w obrębie rodzin i wspólnot. Polacy potrafią być hojni. Przekonałem się o tym niedawno, inicjując zbiórkę internetową na wózek elektryczny dla mojej koleżanki z czasów studenckich, która zmaga się z chorobą neurologiczną (coś podobnego do stwardnienia rozsianego). Skutkiem tej choroby jest powolna utrata panowania nad swoim ciałem. Wózek elektryczny pozwala na złagodzenie skutków tego procesu. Udało się w miesiąc czasu zebrać ponad 20tys PLN. Przy okazji raz jeszcze dziękuję za wielką hojność. Większość wpłat była całkowicie anonimowa, ale jak sądzę udział wzięli głównie ludzie z kręgu znajomych. Jest rzeczą całkowicie naturalną, że chętniej pomagamy ludziom z którymi coś nas łączy. Nie jesteśmy przecież w stanie pomóc wszystkim. Problem przed jakim stoją obecnie Niemcy wynikł zapewne między innymi z tego, że w ich państwie dobrobytu można było sądzić inaczej.
Pomaganie powinnością chrześcijanina?
Pomaganie jako czyn szlachetny powinno rodzić dobro, a nie zło. Tak się dzieje, gdy pomocą zajmują się ludzie, a nie państwo. Wtedy pomoc jest oparta na relacjach osobowych. Jednak postawy altruizmu były w Polsce niszczone przez liberalizm. Przetrwały w oazach, jakimi są na przykład zakony. Zakonnice, które poświęcają całe swoje życie na pomaganie innym. Jednak to nie jest „pogotowie pomocowe” - i jest ich zbyt mało, aby mogły zastąpić działania zwykłych ludzi.
Potrzebne jest autentyczne zaangażowanie, a nie zabawa w pomaganie. Takiemu wielkiemu problemowi, jak zalew imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki – żadna „świąteczna orkiestra” nie sprosta.
Zaangażowanie Polaków można osiągnąć, odwołując się do ich religii. Ewangelia to przecież wezwanie do miłości bliźniego. W Ewangelii można jednak znaleźć też fragmenty, w których Chrystus odmawia pomocy. Tak jest w przypadku spotkania z kobietą kananejską, do której Jezus mówi: „Nie należy odbierać chleba dzieciom i rzucać szczeniętom”. Kobieta jednak nie ustępuje („Tak Panie, ale nawet szczenięta żywią się okruchami, które spadają ze stołu ich panów”) i jej prośby zostają wysłuchane.
Jeśli przyrównany tą sytuację z „kwotowaniem uchodźców”, od razu widać, co tu nie gra. Czegoś brakuje. Czego? Prośby o pomoc. Niemcy najwyraźniej doszli do wniosku, że nie po to łożą pieniądze na Unię Europejską, by musieli o coś prosić.
Dobry czyn, jakim jest bez wątpienia pomaganie innym nie powinien rodzić zła. Tymczasem dyktat UE trudno odbierać inaczej, niż jako gwałt na naszej wolności.
Jerzy Wawro, 11-09-2015